sobota, 3 stycznia 2015

Ten kryształ nadziei, ten sztylet lodowy…

**********************************************************

„Posłuchajcie! Zaczynamy! A kiedy skończy się opowieść, będziemy wiedzieli więcej, niż wiemy teraz”.
Hans Christian Andersen, Królowa Śniegu
To jedna z wielu obietnic, których na szczęście nie ma u Michaela Cunninghama, w jego Królowej Śniegu („Nowa powieść autora Godzin” - hasło z okładki), a które można znaleźć już w pierwszych słowach baśni Hansa Christiana Andersena, do którego Cunningham się odwołuje. 

U Cunninghama jest tak: 
Tyler i Barrett, dwaj bracia, nie-bliźniacy, więc starszy i młodszy, artysta i nie-artysta, heteryk i gej, Kaj i Gerda, mocno powiązani.
Jest także Beth, żona Tylera, chora, którą status umierającej (na raka) umieszcza w dziwnej pozycji nad-instancji, tworzącej z nimi dwoma trójkąt metafizyczny zgoła, trójcę prawie. 
No i Liz, kobieta nowoczesna, niezależna, władająca światem bez czyjejkolwiek łaski, także Królowej Śniegu, potrafiąca w razie potrzeby okiełznać agresora przy pomocy szufelki do kominka.

Tylerowi – co nie zaskakuje - wpada w oko śnieżny paproszek (pa-proch). Tyler go nie usuwa, rzekomo z tego powodu, że ma zajęte ręce, bo akurat trzyma w ramionach umierającą ukochaną, Beth, ale jest to tylko pretekst. Staje się mędrcem ze szkiełkiem, przez które zaczyna oglądać płatki śniegu, stwierdzając, że każdy jest jak kwiat lub sześciokątna gwiazda. „Jakie to artystyczne” – mówi wtedy. 

„Jeśli ułożysz Wieczność, staniesz się niezależny i dostaniesz w prezencie cały świat plus gratis nowe łyżwy”, obiecuje Królowa, podsuwając Tylerowi śnieżne klocki, a on staje się zakładnikiem tej obietnicy. Chce napisać song doskonały i być może odebrać nagrodę. 
„Może – nie wykluczajmy takiej możliwości – ta właśnie piosenka będzie strzałem w dziesiątkę, będzie ważna, zrzuci konwencjonalny sentymentalizm i odsłoni pod swoją starą skórą surowe, krwiste oddanie silniejsze niż wygoda, pragnienie bardziej dogłębne niż uczniowska satysfakcja, tęsknotę zimną, nieskazitelną, niepowstrzymaną jak śnieg. Może to będzie czule sadystyczne cięcie zamiast melancholijnej pochwały. Może to będzie rana, która nie chce zagojenia; poszukiwanie, które wie, że nigdy nie odnajdzie skarbu, ale trwa dalej, z narastającą gorliwością rozglądając się za tym, czego odnaleźć się nie da; rozumiejąc, że liczy się poszukiwanie, nie pierwsze mignięcie w świetle pochodni zakopanej komnaty pełnej złota i alabastru”. 
Michael Cunningham, Królowa Śniegu 
Tyler siedzi nad układanką (w końcu wejdzie na parapet), Barrett szuka desperacko swego Kaja (w końcu znajdzie).

I jeszcze kwestia Beth, która „straciła prostotę, gdy odzyskała życie; pojawiło się brzemię wdzięczności” (po długim umieraniu weszła w fazę niewytłumaczalnej medycznie [cudownej] remisji choroby, dającej kilkumiesięczne złudzenie powrotu do zdrowia, co okazało się niełatwym doświadczeniem): 
"Czy Persefonie letnie słońce nie wydawało się niekiedy zbyt gorące, kwiaty bardziej krzykliwe niż piękne? Czy choćby przez krótką chwilę nie myślała kiedyś z rozrzewnieniem o głuchej ciszy Hadesu, chłodzie i jasności tego nie-miejsca? Czy nie tęskniła od czasu do czasu za zimowym wytchnieniem od obfitości, od świata, który domaga się od niej szczęścia, świata tak pełnego cudowności, że nie ma ucieczki przed girlandami i tańcem?"
Michael Cunningham, Królowa Śniegu



**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz