poniedziałek, 27 października 2014

W cudzym piekle

**********************************************************

Rowerzysta wjeżdża znienacka w kałużę gorącej wody, dwa piętra bloku znikają, też znienacka, wbite w ziemię, smutne psy zabitego kaprala z Ottawy wciąż czekają na swojego pana, a mimo to Witkacy musiał mieć niewątpliwie mózg działający level abstrakcji wyżej niż przeciętnie, lub dwa nawet, skoro nie czekając na dalszy ciąg dał radę sam się obsłużyć osiemnastego września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego, bez zwłoki i dodatkowych atrakcji. 

Najpierw się podniecamy tekstami ze staropolskiej chrestomatii (weźmi łoj cielęcy a mozg z wilczego gnata, a mozg psi, mozg kotczy, a sadło niedźwiedzie oraz wilcze łajno, zetrzy-ż je z winem, uczyńże z siarką itp.), a potem kiedy zbrodniarz łapie w końcu za krawiecką kredę i zaczyna rysować na nas kieszenie oraz inne detale stroju, drzemy się „Pomocy!” poprzez knebel, a także: „Jezu, miałem takie cudowne życie, gwiazdorstwo, kasa, wyjazdy, spanie do której się chce, brylowanie od wiosny do jesieni nad morzem, sto par butów, czytanie sobie w łóżku, kiedy inni zapierdalają w firmach, ja nie chcę umierać!” (Michał Witkowski, Zbrodniarz i dziewczyna). 


**********************************************************

środa, 22 października 2014

gwałtowne niebo zachodu przygniata zduszony krajobraz

**********************************************************

Jest dwudziesty trzeci czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku, zbliża się godzina ósma wieczór. 

Przed rozłożonym puzzlem siedzi Bartlebooth – łysy, do kości niemal wychudzony starzec o woskowej cerze i zagasłych oczach, ubrany w spłowiały, przepasany szarym sznurem szlafrok z niebieskiej niegdyś wełny. Jego stopy, obute w kapcie z koźlej skórki, spoczywają na jedwabnym dywanie o wystrzępionych brzegach; głowę ma leciutko odchyloną do tyłu; usta na wpół otwarte; prawą dłoń zaciska kurczowo na poręczy fotela; w lewej ręce, która spoczywa na stole w nienaturalnej pozycji, wykręcona do ostatecznych nieomal granic, trzyma pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym ostatnią cząstkę układanki. 

Jest dwudziesty trzeci czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku, już za moment będzie ósma wieczór. Bartlebooth, siedząc nad swym puzzlem, właśnie zmarł. Na kryjącym stół płótnie, w mrocznym niebie zachodu czterysta trzydziestej dziewiątej akwareli, czernieje miejsce na ostatni brakujący fragment: niemal doskonałe X. Ale cząstka, na której zmarły zacisnął swe palce, ma – co dawno już dało się przewidzieć – szyderczy kształt W.

Tak wyglądałaby akwarela nr 439, namalowana przed laty przez Bartlebootha, przedstawiająca niewielki port w Dardanelach, położony w pobliżu ujścia rzeki, którą starożytni nazywali Meandros – Meander, gdyby została poddana kąpieli w specjalnym rozpuszczalniku, do czego jednak nie doszło, nie tylko z powodu „W”.

**********************************************************

wtorek, 14 października 2014

o różnicy między robieniem Nic a nierobieniem Nic

**********************************************************

Wyobraźcie sobie człowieka (niech nazywa się Bartlebooth), który jest w równym stopniu bogaty i obojętny wobec wszystkiego, na co zwykle pozwala wielka fortuna, i który, uniesiony ambicją, a także dumą, zapragnął nagle ogarnąć, objąć, wykorzystać do spodu – nie, nie całość świata, to z założenia byłoby skazane na żałosną klęskę – ale jego fragment: stawić czoło jego niespójności, zagmatwaniu i chaosowi, doprowadzając do końca zamysł ograniczony wprawdzie (siłą rzeczy), ale tworzący zamkniętą całość, idealny, definitywny.

Innymi słowy – Bartlebooth postanowił pewnego dnia, że całe swoje życie podporządkuje wyłącznie jednemu projektowi, którego arbitralne założenia będą celem same w sobie. 

Z początku była to idea niejasna, zaledwie pytanie: „co robić?” oraz nasuwająca się odpowiedź: „nic”. Pieniądze, władza, sztuka i kobiety go nie interesowały. Ani nauka, ani nawet hazard. Co najwyżej krawaty i konie, lub – jeśli kto woli – niejasna, pulsująca pod czczym blaskiem całej tej dziecinady (mimo wszystko jednak tysiące ludzi skutecznie organizuje sobie życie, czyniąc jego ośrodkiem dobór krawatów, a jeszcze częściej niedzielne gonitwy) – idea doskonałości.

Przez następne miesiące i lata pomysł zaczął nabierać kształtu, ogniskując się wokół trzech kluczowych zasad: 
  • etycznej (nie może chodzić o żaden spektakularny lub heroiczny wyczyn ani rekord, zdobycie szczytu lub osiągnięcie dna, ma to być dyskretne zamierzenie, trudne, lecz wykonalne, zdolne w zamian pokierować we wszystkich szczegółach życiem tego, kto mu się poświęci) 
  • logicznej (wykluczając wszelkie działanie przypadku, należy wykorzystać czas i przestrzeń jako abstrakcyjne współrzędne, w które wpiszą się identyczne w swej naturze wydarzenia, rozgrywające się nieuchronnie w określonym miejscu i w przewidzianym czasie) 
  • estetycznej (projekt musi być całkowicie bezużyteczny, spełniając się ulegałby samozniszczeniu; jego doskonałość tworzyłaby zamknięty krąg: każdy kolejny etap sekwencji wydarzeń unicestwiałby etap poprzedni – wyszedłszy od niczego, Bartlebooth powróciłby do niczego poprzez określone fazy transformacji stworzonych przedmiotów). 

W ten sposób narodził się program, który zwięźle przedstawić można następująco: 

Przez dziesięć lat – od roku 1925 po rok 1935 – Bartlebooth opanuje sztukę akwareli. 

Przez dwadzieścia lat – od roku 1935 po rok 1955 – przemierzy wszystkie kontynenty, malując co piętnaście dni jeden marynistyczny pejzaż: razem pięćset marin w identycznym formacie (65 X 50 czyli raisin), z których każda przedstawiać będzie inny port morski. Gotowa akwarela powędruje natychmiast do rzemieślnika-specjalisty (Gasparda Wincklera), a ów, nakleiwszy ją uprzednio na cieniutką drewnianą deseczkę, potnie ją na układankę złożoną z siedmiuset pięćdziesięciu części. 

Powróciwszy do Francji, przez dwadzieścia lat – od 1955 do 1975 – zrekonstruuje w porządku powstawania wszystkie pięćset puzzli, co również daje jedne na piętnaście dni. Ułożone puzzle zostaną natychmiast sklejone, marina „zrearkuszowana” tak, że można będzie oddzielić ją od podłoża, a następnie zawieziona w miejsce, w którym dwadzieścia lat wcześniej powstała, i tam poddana kąpieli w specjalnym rozpuszczalniku, co przywróci karcie papieru Whatman jej pierwotną dziewiczość. 

W ten sposób, po całej operacji, która na pięćdziesiąt lat pochłonie bez reszty swojego autora, nie pozostanie najmniejszy nawet ślad. 

tak powstawało Życie instrukcja obsługi

**********************************************************