poniedziałek, 23 października 2017

O zjadaniu obywateli na mieście

**********************************************************

A jakby ktoś chciał wiedzieć, to zamieniłam Wita na Witolda. Oraz fikcję na autentyk. Niezłą fikcję na niezły autentyk. Na biografię/historiografię, na którą jak najsłuszniej porwała się autorka Klementyna Suchanow, skoro Jerzy Jarzębski, uznany gombrowiczolog, nie kwapił się specjalnie, czemu zresztą wcale się nie dziwię. Mam na myśli dwa duże tomy, które mają znamienny tytuł Ja, geniusz. I nawet gdyby podmiot pozostał w tym tytule domyślny, a wcale tak nie jest, bo nazwisko geniusza też w nim pada, i tak byłoby dość łatwo domyślić się, że to biografia Gombrowicza. Komuż by innemu mogła być poświęcona taka książka? Poniedziałek: Ja, geniusz. Wtorek... Środa... Czwartek... itd. Gombrowicz. Ja, geniusz. Ja z Gombrowiczem w tytule przeczytam raczej wszystko, nawet biografię. 

Z odrazą tedy i tylko żeby ustalić prawdę historyczną zmuszony byłem powołać się na coraz liczniejsze ostatnio opinie, z uporem głoszące, że nie jestem wariat, tylko geniusz, tak kończy Gombrowicz swoją dość detaliczną odpowiedź na krytyczny list, wysłany przez publicystę Zbigniewa Grabowskiego do redakcji Kultury „w sprawie zjawiska zwanego Witoldem Gombrowiczem” (Jego dziennik jest nieznośnym pokazem egocentryzmu, autoreklamy, zazdrości wobec innych, epatowania południowoamerykańskich burżujów, wszechstronnych urazów, pisze m.in. Grabowski). Gombrowicz w odpowiedzi bez fałszywej skromności wylicza swoje sukcesy i pożera tego Grabowskiego po prostu z kościami, żywcem (Kim jest p. Zbigniew Grabowski? Słowo daję, dobrze nie wiem. Na pewno coś pisze – chyba felietony – gdzie? – bodaj w Wiadomościach, czasem w Kulturze – ale nazwisko jego pokiełbasiło mi się z setką innych felietonistów, funkcjonujących w prasie krajowej, tudzież emigracyjnej, i naprawdę nie umiałbym go wypośrodkować z tej kupy papieru, Jerzy Giedroyc, Witold Gombrowicz, Listy 1950-1969.) 

A teraz z tego powodu, że Witold lubił pożerać obywateli na mieście, używając różnych argumentów, w tym zdarzeń historycznych (takich na przykład jak fakt, że w przejętym przez Kotkowskich, czyli rodzinę matki, majątku o nazwie Bodzechów, w czerwcu 1787 r. przespał się jedną noc  Stanisław August Poniatowski), trzeba przejść w tej biografii przez fazę historyczno-sklerotyczno-anegdotyczną, nie ma zmiłuj. Ale ja tym razem pomęczę się z ochotą.

Więc w bodzechowskim dworze, należącym do Kotkowskich, udzielających się towarzysko, zgodnie z polską ziemiańską tradycją, dla których „każda okazja była dobra, by zasiąść przy stole”,  stworzono coś w rodzaju resursy, gdzie serwowało się obfite i urozmaicone posiłki, a ulubioną przez dzieci anegdotą była opowieść o jednym z gości, który „tak objadł się i opił w czasie balu, że kazał się zaszyć w prześcieradło w obawie przed pęknięciem” (Klementyna Suchanow, Gombrowicz. Ja, geniusz, Czarne 2017)

Równie realna obawa towarzyszy mi zawsze na jednym takim osiedlu, gdzie gołębie są jak kuropatwy odżywiane całodobowo. I balans na granicy pęknięcia/nie pęknięcia to dla nich chleb powszedni. Czy jedzą obywateli, tego nie wiem.    

 tu stał kiedyś dwór w Bodzechowie

**********************************************************

niedziela, 15 października 2017

Pewnego dnia w październiku

**********************************************************

A przy czytaniu Szostaka (Wróżenia z wnętrzności ściśle mówiąc) przypomniał mi się inny z wykształcenia filozof, zajmujący się reżyserią, Andrzej Jakimowski, i jego filmy Zmruż oczy i Imagine, Sztuczki zresztą też. Pokrewieństwo może ulotne, ale jednak wyczuwalne, którego źródła widzę w tym wspólnym edukacyjnym backgroundzie, choć zawsze jest taka opcja, że to przypadek po prostu, analogia mentalna niezwiązana z procesem nauczania uniwersyteckiego. 

A teraz Jakimowski przychodzi z nowym filmem Pewnego razu w listopadzie, który ma polską premierę w adekwatnym bardzo momencie i wygląda na to, że trzeba rzucić wszystko i się udać. Cicho, cicho, lećmy, lećmy, jak mówi poeta, i jest to właściwy opis zaistniałej wraz z pojawieniem się filmu sytuacji. 

A przygodę z Witem Szostakiem przecinam póki co, zapoznawszy się jeszcze na koniec z niejakim Lesławem (!) Srebroniem, pracownikiem naukowym, a także niesamowitym pierdołą, oraz jego ideą fixe, czyli anachoretą Szymonem Słupnikiem, tj. sorry! Filipem Włócznikiem. Mowa o bohaterach książki Sto dni bez słońca tegoż autora.

Jeszcze tylko dodam, że niebo było piękne tej niedzieli, na dodatek nagle się otwarło i były tam gaje oliwne, galaretki i różne inne frykasy, a także dobra intelektualne super jakości, nie odpustowe jakieś. No i przekaz: w niedzielę nie działać; gapić się na biedronki; nie liczyć kropek na pleckach. 


**********************************************************

poniedziałek, 9 października 2017

ładnie mówisz Baruch

**********************************************************

Jest taka zasada (NOMA) o „nieobejmujących się magisteriach”, deklarująca, że nauka i religia zajmują odrębne obszary wiedzy i jako takie nie wchodzą sobie w drogę. Nauka nie daje odpowiedzi na pytania o znaczenie i sens życia, czym z kolei zajmuje się religia. Naukowe potwierdzenie istnienia „boskiej cząstki” nie ma żadnego związku z odpowiedzią na pytanie o istnienie „religijnie” pojętego Boga. 

W osobowego Boga wierzyć trudno, ale równie trudno nie czuć czasem religijnego prawie nabożeństwa wobec przyrody i kosmosu, niektórych zjawisk i widoków: drzewa, morza, góry, oceany, wiatr w liściach, niebo nocą. Albo w dzień. 

Wojny religii z nauką mnie nie interesują. A jeśli chodzi o naukę, to być może nie potrzebuję całej tej zarąbistej wiedzy na temat mózgów szympansów, żeby zobaczyć w nich siebie, ale jednak na coś liczę. Liczę na „coś”. 

Więc obejrzałam też Photon Normana Leto. Andrzeja Chyry, który jest w tym filmie naukowcem i narratorem/rozmówcą, można słuchać i słuchać bez końca. Ale jest też dziennikarka, która przychodzi do niego z innego porządku, „łaknie” czego innego i zwraca się do fizyka, jak Bóg do Spinozy w wierszu Herberta: mówisz ładnie Baruch/ lubię twoją geometryczną łacinę/ a także jasną składnię/ symetrię wywodów/ pomówmy jednak/ o Rzeczach Naprawdę/ Wielkich/ - popatrz na twoje ręce/ pokaleczone i drżące/ - niszczysz oczy/ w ciemnościach/ - odżywiasz się źle/ odziewasz nędznie/ - kup nowy dom (…) - pomyśl/ o kobiecie/ która da ci dziecko (…) [Z. Herbert, Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy]. Ale co to ma do rzeczy? – pyta fizyk. 

Photon, reż. Norman Leto  

**********************************************************