niedziela, 23 grudnia 2012

ze srebrnymi nóżeczkami / ze złotymi kopytami

*****************************************************************

Miało stać się, ale się nie stało pod ubogo ugwieżdżonym niebem, dziwnie wzdętym, posiniałym raczej niż czarnym. Więc z braku fenomenu opis fenomenologiczny okazuje się po prostu niemożliwy. Można rozejść się. Można iść spać.
Gdy się kładę i zamykam oczy, generuję ciemność full hd, w której wzrok wyostrza się żarliwie. Gdy otwieram, widzę w negatywie ten sam obraz.
Lecz dzisiejszy ranek był kaprawy i pazerny jakiś, zakrzątany, ze skrzeczącym głosem, na dodatek radykalnie mroźny. Więc gdy mijałam kramarza, który otwierał budkę, tworzył swój mikrokosmos, wieszając na haczykach manekinowe nogi, oszroniałe, ucięte w udzie, z naciągniętymi na nie legginsami, i tak się z tym uwijał, jakby chciał jak najszybciej poupychać porąbane trupy, zatrzeć ślady bestialskiej zbrodni, przyszło mi wtedy do głowy, że tak mógłby wyglądać kombinujący nad światem Designer Designerów, wiecie-kto. Że może też przystawiał dolne i górne kończyny do prototypów na próbę, wahając się pomiędzy różowymi piętkami a kopytkiem, i że jak by nie patrzeć, jest w tym jakaś elementarna śmieszność nie do zniesienia.


to są nogi wycięte z Muncha i przyklejone na ścianie

 *****************************************************************

niedziela, 2 grudnia 2012

Muszę wstać, wywracając stolik

*****************************************************************

Patrzę, jak dziadek bez nogi wtyka w ostatniej chwili kulę w zatrzaskujące się drzwi tramwaju. Potem się tarabani, tapla w bluzgach, wreszcie wsiada i ginie w tłumie, znika, jak nagłe wcielenie idei desperacji. Żywe, ale ulotne.
Chcę mieć wokół siebie gnomy, bo jestem odważny - przypominam sobie własne credo, zastanawiając się przy tym, czy tak jest. Jedno wiem i do tego doszłam: skoro nie ma powrotu do tego, co było, skoro jest jak jest, skoro Dumy już nie ma i nie będzie, choćbym się zapłakała, co mi grozi, zabuntowała, i wszystkie rytuały wieczorne, dzienne, codzienne straciły odniesienie, a chodzenie/wracanie (głównie to) tymi samymi trasami w te same miejsca i patrzenie na te same przedmioty znoszę słabo, muszę zrobić dokładnie to, co dziadek – wykazać się refleksem (desperackim). Muszę wstać, wywracając stolik. Albo zostać, zrezygnować z jazdy. Jak na razie wykonałam pierwszy ruch (jutro wchodzę w period of notice).

*****************************************************************