sobota, 31 marca 2018

Bracia i siostry

**********************************************************

Chwila odseparowania się od dźwięków emitowanych przez nas samych, to znaczy przez ludzi, i nasze liczne hałaśliwe gadżety, wcale nie jest chwilą ciszy. Wręcz przeciwnie – wtedy dopiero słychać, jak przyroda wokół buzuje intensywnie, że ptaki są już zarobione maksymalnie, że generalnie się dzieje. I nasze subiektywne odczucia co do wiosny – czy już przyszła, czy jeszcze nie przyszła - nie mają znaczenia, bo przyroda idzie swoim trybem tak czy siak. Nie jesteśmy pępkiem świata.

Żeby przyrody posłuchać w środku miasta, można pójść do parku. Albo w inne ustronne miejsce nieogołocone jeszcze z drzew. Lub do kina - i to jest wyjątkowa sytuacja. Tak się jednak składa, że ów prosty postulat Érica Barataya ("przestańmy patrzeć i myśleć z perspektywy pępka świata") możemy zobaczyć przepraktykowany brawurowo w świetnym filmie Wieża. Jasny dzień. U Jagody Szelc, jego autorki, natura jest bohaterem co najmniej równorzędnym w stosunku do ludzi. Słychać ją wyraźnie. Ma tu głos.

Jest w którymś z Lapidariów Ryszarda Kapuścińskiego taki opis dwóch ludzkich typów: "Na tej samej planecie żyją dwaj ludzie – jakże różni, jakże inni. Jeden z nich to człowiek, który nic nie ma. Spotkamy go w górach Azji, w buszu afrykańskim, wysoko w Andach albo na gorącej pustyni Gobi [lub w Kotlinie Kłodzkiej, dodam od siebie]. Idzie, kij w ręku, łyk wody w daktylowym naczyniu. Nie ma grosza, nie wie, kiedy jadł, nie wiadomo, czy gdzieś ma dach nad głową. Mówi mało - bo o czym? Może znać imiona swoich najbliższych. I – właśnie. Ponieważ spotykałem w swoich wędrówkach wielu takich ludzi, zastanawiam się teraz, czy poza imieniem mają coś jeszcze, ale nie znajduję nic szczególnego. Drugi to człowiek zwielokrotniony, rozgałęziony, uginający się pod ciężarem rzeczy, które są jego niezbywalną częścią. Jego przedłużeniem jest komputer włączony do sieci Internetu, Musi mieć lodówkę, aparat klimatyzacyjny, filtr do czystej wody. Musi łykać dziesiątki pigułek. W kieszeni ma pełno kluczyków […]. W innej kieszeni – pełno kart kredytowych. W jednej ręce – telefon komórkowy, w drugiej – aktówkę pełną dokumentów. Tych dwoje ludzi, braci przecież, bo z jednej rodziny człowieczej, nigdzie się nie spotka, zresztą nie mieliby sobie nic do powiedzenia". 

To właśnie Kaja i Mula, bohaterki tego filmu. Dwie siostry z człowieczej rodziny. Jakże różne, jakże odmienne. Mula to pretensjonalność, uzurpacja. Kaja naturalność i spełnienie. Ale też moc, która może i leczyć, i przerażać. Co się stanie, jeśli jednak się spotkają? Taką sytuację mamy w filmie. Kaja wchodzi w ciasny, manieryczny świat swoich krewnych, będąc i czując się cząstką czegoś znacznie szerszego - natury, świata, kosmosu. Warto to zobaczyć. 

Film jest świetny. Emanuje tajemnicą, która działa, wyreżyserowana umiejętnie. I ma magię niezbędną do tego, żeby utrzymać w napięciu od początku do końca. I jest to napięcie najwyższej próby, budzące niepokój ratujący dla ducha, który wytrąca z konformistycznych trybów. 

Powiem tyle – tylko dzieci i zwierzęta nie muszą pić cykuty, żeby stać się na powrót częścią świata, bo nie przestały nią być. Wszyscy inni muszą. Zastanówmy się nad takim zmartwychwstaniem. 

 

**********************************************************

niedziela, 18 marca 2018

It's hopeless

**********************************************************

Baratay napisał swoją książkę, Zwierzęcy punkt widzenia. Inna wersja historii, językiem naukowym, ale nie całkiem beznamiętnie, zdarza mu się stosować wykrzykniki w momentach, kiedy nie wytrzymuje, gdy opisywane przez niego praktyki przekraczają wszelkie cywilizacyjne/ cywilizowane normy. Normy ludzkie i normy zwierzęce. Ludzkie zwłaszcza, bo to szczególnie ludzkość stać na zdumiewający wachlarz zachowań. 

I choć Baratay stara się objąć wszystko – dobre i złe – w odniesieniu do bydła, psów i koni, bo nimi zajmuje się w szczególności, w relacji z ludźmi, to całokształt, jaki się wyłania z tej historii, naznaczony i zdominowany przez nasz gatunek, wydaje się absolutnie nie do obrony. It’s hopeless, jak mówi Bestia w rozpaczy i zwątpieniu, zakrywając łapą twarz. It’s hopeless. I niech nas nie zwiedzie, że tuż po rozdziale Brzemię cierpień następuje Ciepło zażyłości. Tu nic nie jest do końca czyste. Mało mamy na swoją obronę. Za mało. Jesteśmy uzurpatorami na tej planecie i wygląda na to, że nic nie zmieni tej sytuacji. Traktujemy hurtowo, jak przedmioty, istoty, które są żywymi, czującymi jednostkami. Historia opracowywania najbardziej optymalnych metod przemysłowego uśmiercania bydła to hańba dla naszego gatunku. A mamy na swoim koncie wiele plam podobnego kalibru. Hekatomb. Wciągamy zwierzęta w swoje wojny, swoje sprawki, swoją nieokiełznaną żarłoczność, żądzę władzy, żałosne kaprysy. To, co nas bulwersuje w odniesieniu do ludzi, np. obozy śmierci, nie oburza nas w kontekście krów, świń, koni i innych zwierząt. Oczywiście, wzruszamy się historiami spektakularnymi, takimi jak ostatnia, sprzed paru tygodni - krówki, która uciekła z transportu na rzeź i schroniła się na wyspie. Już ją nawet ułaskawiono zaocznie, ale niestety disnejowski plan się nie powiódł – krowa zmarła pod wpływem tych przejść na zawał. It’s hopeless. Jesteśmy nienażarci, dosłownie i w przenośni, co jest mega paradoksem, bo ten przesyt uderza w nas samych. Ale nawet w tym nie widzę ratunku – że się opamiętamy z egoizmu. Zresztą taka motywacja – poza tym, że jest obrzydliwa - ma krótkie nogi. 

Zdolność do odczuwania bólu u ssaków, ptaków, gadów, ryb, mięczaków i skorupiaków dowiedziono naukowo na przestrzeni XX/XXI wieku. Jakby to było konieczne. No wiem - było konieczne, choć trudno uwierzyć, że to może nie być oczywiste dla każdego przeciętnie ogarniętego homo sapiens, który zetknął się choć raz ze swoimi żywymi współmieszkańcami na tej planecie. Ludzie jednak są różni. — A skąd pan wiesz, że ja nie jestem łotrem? – spytał Wokulski Geista. — A skąd pan wiesz, że koń nie jest krową? — odpowiedział Geist. — W czasie moich przymusowych wakacji, które niestety, ciągną się po kilka lat, zajmuję się zoologią i specjalnie badam gatunek człowieka. W tej jednej formie, o dwu rękach, odkryłem kilkadziesiąt typów zwierzęcych począwszy od ostrygi i glisty, skończywszy na sowie i tygrysie. Więcej ci powiem: odkryłem mieszańce tych typów: skrzydlate tygrysy, węże z psimi głowami, sokoły w żółwich skorupach, co zresztą już przeczuła fantazja genialnych poetów. I dopiero wśród całej tej menażerii bydląt albo potworów gdzieniegdzie odnajduję prawdziwego człowieka, istotę z rozumem, sercem i energią. 

Tyle Bolesław Prus poprzez Geista. 

Ale na koniec jeszcze Baratay. Ostatni rozdział książki ma tytuł: Uznać temat w całej rozciągłości i zawiera zachętę do dalszych studiów historycznych, do wyniesienia zwierząt do rangi pełnoprawnego tematu badań: 
Historyk powinien nadać pewną konsystencję, gęstość i zróżnicowanie wymiarowi czasu, który zbyt często jest spłaszczany, tak jakby nic się nie działo od momentu pojawienia się dzikich zwierząt do ich obecnej sytuacji, od udomowienia w neolicie do współczesnych sposobów posługiwania się nimi. Powinien przyswoić sobie historię zwierzęcych „kultur”, pokazać, że społeczności zwierząt nie są pozbawione historii, jak jeszcze do niedawna mówiono o „tradycyjnych” społecznościach ludzkich, co uwidocznia fakt, że odmawianie lub przyznawanie historii Innemu nie jest gestem niewinnym, lecz politycznym. (...)
Musimy przestać patrzeć i myśleć z perspektywy pępka świata, za jaki się uważamy, zacząć prowadzić badania z szerokim gestem, aby lepiej widzieć i podkreślać zdolności oraz predyspozycje zwierząt w ich gatunkowym zróżnicowaniu, do tej pory bowiem tylko je negowaliśmy lub ukrywaliśmy, broniąc pozycji i przywilejów, które przyznaliśmy sobie jako gatunek ludzki.
(Éric Baratay, Zwierzęcy punkt widzenia. Inna wersja historii, Wyd. w Podwórku, Gdańsk 2015)
 It’s hopeless, więc czas to zacząć zmieniać radykalnie.


**********************************************************