czwartek, 31 marca 2011

Wyznaj-ę

*********************************************************

ja - kategoria gramatyczna (1 os. l. poj.), aktualnie w fazie (lub stanie) całkowitej utraty wiarygodności, skompromitowana zupełnie (raczej), nie wiadomo czy odwracalnie (he+he)

Mając tego pełną świadomość, jak również świadomość własnej i dziwnie nieprzepartej chęci podjęcia próby zastosowania jej (kategorii) w sposób zapomniany już, czyli anachroniczny, tj. w funkcji wyrażenia siebie, nie zaś w funkcji wyrażenia się, pójdę dalej w konfesyjnym trybie, ponieważ to ja - ja wyznaję:

że się nie pomyliłam
o nie
że się uśmiecham
na myśl
że mnie przerasta
o tak
że czekam
nie drgnę
że wiem

*********************************************************

niedziela, 27 marca 2011

Paroksyzm przegubowca

*********************************************************

LAURENTY siada przy stole, bierze do ręki białe gęsie pióro
PELASIA Pióro leci z rąk?
LAURENTY To od formalnych gier
to od formalnych mąk

LAURENTY wkłada ręce do kieszeni (wraz z piórem, przez co ulega ono deformacji). Zamiera w pozie przegubowca, który - zaszedłszy przy skręcie - ucieleśnia pra-potęgę absurdu. W tle słychać cichy skowyt twórcy rozkładu jazdy.

*********************************************************

poniedziałek, 21 marca 2011

Mówię nie, by powiedzieć tak

*********************************************************

Przeglądam ocalonego poetę, który ma wielką umiejętność (a może defekt taki) bezstratnego kompresowania sensów, ekstremalnego tak bardzo, że balansuje na granicy milczenia. Nurkuje w język, jak do grobu, pozostając wielkim niespełnieniem dla wszystkich tłumaczy świata.

To, co zrobię za chwilę jest po prostu niewybaczalne: zacznę wiersz i go nie dokończę. Okaleczę go tylko po to, żeby wyszedł fajny kawałek o bogu (bo dalej już nie jest tak "fajnie"):

RAZ,
słyszałem go,
mył świat,
niewidzialny, całą noc,
naprawdę.

*********************************************************

niedziela, 20 marca 2011

Balans

*********************************************************

Wybierając opcję karkołomność (bez windy, głową w dół i z bosymi piętkami nad wodą - za to woda wielka i czysta), liczę także na cudzą odwagę. Błąd?

Skoro jednak podkreślam u Bernharda, odwracając w myślach męskie i żeńskie:
"Czym naprawdę byłby dla mnie Rzym bez niej? pomyślałem. Jakie to szczęście, że wystarczy mi przejść zaledwie kilka kroków, aby odżyć w jej obecności, jakie szczęście, że Maria istnieje. (..) Ona nie cofa się przed niczym w swoich myślach, pomyślałem. Jest dla mnie zawsze przeżyciem."

A tak w ogóle - zaskakuje mnie potoczystość Wymazywania (mam w pamięci mozół Zaburzenia), całkiem inna monotonia, dużo bardziej łaskawy Bernhard (ale tylko formalnie, formalnie! bo materia bez cienia znieczulenia!)

Plus, jak zawsze, zbieżności światopoglądowe. Choćby takie:
"Naprawdę bez trudu można udowodnić, że sprawcami nieszczęść tego świata są myśliwi, wszyscy dyktatorzy byli zapalonymi myśliwymi, oddaliby wszystko za polowanie, za polowanie zabiliby własny naród, co przecież nieraz widzieliśmy. Myśliwymi byli faszyści, myśliwymi byli narodowi socjaliści. (..) Łowczy bardzo wcześnie dziadzieją i zapijają się."

Imponuje mi literacka bezkompromisowość tego gościa.

*********************************************************

PS Cytaty pochodzą z Wymazywania T. Bernharda.

*********************************************************