poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Nieaktywnych skreślamy z listy

**********************************************************

„W Lasach Kozłowieckich na Lubelszczyźnie przez 30 godzin walczyło ze sobą ponad 200 ochotników z Ligi Akademickiej i FIA. Korzystali z systemu geolokalizacji, łączności dalekiego zasięgu i lekkich pojazdów wojskowych. W rękach mieli pneumatyczne repliki broni przekazane przez MON. Bez amunicji. Podzieleni byli na dwie grupy – pierwsza symulowała obronę szlaków komunikacyjnych, a druga partyzanckie paraliżowanie dostaw dla wroga na front”. 

To nie jest cytat z Siódemki Ziemowita Szczerka, tylko z dzisiejszej Wyborczej, jakby ktoś miał wątpliwości. 

Najogólniej rzecz ujmując, chodzi o to, że w Polsce rosną ostatnio w siłę oraz liczbę jak grzyby po deszczu, którego nie ma akurat ani kropli, niestety, paramilitarne organizacje. Aktualnie urosły one do ok. 30. tys. członków. W tej sytuacji MON, żeby je jakoś ogarnąć, ująć jakoś tę drobnicę w karby systemu, coby lepiej funkcjonowała i rzeczywiście był z tego samozwańczego pospolitego ruszenia jakiś pożytek, powołał do życia ciało o nazwie Federacja Organizacji Proobronnych celem zrzeszenia tychże. No i wtedy się zaczęło, jak to w Polszcze. Jeśli jakiś dziwak myśli może naiwnie, że w tej sprawie – no bo w jakiej innej? - musi wszystkim chodzić o to samo (o bezpieczeństwo państwa i jego obywateli na przykład?), to się myli. 

Do Federacji weszła organizacja FIA (Fideles et Instructi Armis), której prezes ma taką właściwość, że wypowiada zdania z prędkością karabinu (nomen omen) maszynowego oraz zażywa tabakę, zapijając ją czarną kawą. Ale już ObronaNarodowa.pl. ostro skrytykowała pomysł MON i odmówiła akcesu. – To łopata zamiast karabinu – powiedział prezes tejże, o którego cechach osobowych nic mi, niestety, nie wiadomo. W październiku członkowie ON.pl mają zamiar zorganizować w Siedlcach własne ćwiczenia paramilitarne. 

I tak dalej. 

W tej sytuacji, chlebożerco nieuzbrojony, cywilny, trzymaj się tego, co pewne. Zapewniamy, że twoja składka nie wzrośnie, nawet jeśli nie umrzesz od razu. 


**********************************************************

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Wchodzę do sklepu, a tu bum…

**********************************************************

… jak opowiada reklama jednej z sieci marketów. Wchodzisz więc, a tu bum! - dostajesz promocjami, które spadają rzęsiście, jak te gromy z pogodnego nieba i ci bębnią po zdębiałej czaszce, trafiony, zatopiony! ogarnij się, farciarzu, bum cenowe! 

Kusi, żeby rozszerzyć tę celną metaforę na życie jako takie, życie całe, życie jako chorobę, na którą nie ma lekarstwa, przenoszoną oczywistą drogą. No więc idziesz sobie przez to życie, a tu bum! I jeszcze: bum, bum, bum! Zmasowany atak, nie promocji, choć akurat pojęcie ceny jest tu jak najbardziej na miejscu. Potem cisza. Wtedy liżesz rany. Potem znów.

W momencie kumulacji sięgam po Tove Jansson, tym razem nie Muminki, lecz Tove dla dorosłych, po raz pierwszy, opowiadania zebrane w tomie pt. Wiadomość, zestawionym przez nią i uzupełnionym jako ostatni przed śmiercią. Stwierdzam ze zdziwieniem, że przynosi mi ulgę, nie ułatwiając niczego, nie wychodząc mi naprzeciw w najmniejszym nawet stopniu, nie uspokajając. Jest w nim taki sam poziom irracjonalności i prawdy, który daje mi przestrzeń, jak w Muminkach, jest tam miejsce i dla mnie, nie muszę się wynosić na wyspy Bergamuty, mogę zostać.

„Ja wiem. Niezliczone są możliwości, żeby źle znosić życie”. 
Tove Jansson, Wiadomość, opowiadanie Podróż z małym bagażem

A w tle, nie takim dziwnym trafem, bo czasem mi się to zdarza, zwłaszcza latem, chodziła wczoraj za mną Lalka przez cały dzień, swędziało mnie przy skroni, żeby sobie obejrzeć jakiś mały kawałek, może ten, kiedy Wokulski gasi świece gołymi palcami, taki jest sponiewierany, że nie czuje fizycznego bólu. 

Nie obejrzałam wczoraj, mogę obejrzeć dzisiaj. Pomimo tej różnicy, że Jerzy Kamas (Wokulski) jeszcze wczoraj był tu, na tym świecie. Dziś go nie ma. 

„Przenikliwy jest krzyk dzikich gęsi, 
Niesiony tu ściszonym wiatrem. 
Rano pada gęsty śnieg, 
Jest mglisto i zimno. 
W mej biedzie nie mam nic, 
Co by ci ofiarować w pożegnalnym darze, 
Prócz niebieskich gór, 
Które ci będą wszędzie towarzyszyły”. 
Tove Jansson, Wiadomość, opowiadanie Listy, Wyd. MARGINESY 2015
(to jest list Tamiko, która cytuje wiersz, napisany przez Lang Shil Yiiana, wielkiego poetę, który żył dawno temu w Chinach)

**********************************************************

czwartek, 20 sierpnia 2015

Ręce i mózgi we krwi

**********************************************************

„Co ty chrzanisz? Myśmy od zawsze wiedzieli, że jesteście Żydami, że wasza mama jest Żydówką”.

Tak reaguje spotkany po latach kolega z piaskownicy Piotra, jednego z rozmówców Mikołaja Grynberga z książki Oskarżam Auschwitz, na usłyszaną od niego rewelację: Jestem Żydem! oraz na barwną opowieść o tym, jak stopniowo dochodził do tej wiedzy w dorosłym już życiu. 

Książka Oskarżam Auschwitz składa się wyłącznie z rozmów, jakie Mikołaj Grynberg przeprowadził z dziećmi ocalałych z Holokaustu, czyli z przedstawicielami tzw. drugiego pokolenia, do którego on sam należy.

„Nie boisz się, że nie wiadomo, dokąd cię to zaprowadzi?”, pyta Grynberga Mosze, jeden z rozmówców. 
„Boję się tylko oskarżeń o egzaltację i uczestnictwo w Holocaust industry”, odpowiada Grynberg, definiując przy tym „Holocaust industry” jako "przemysł czerpiący zyski z opowieści o Holokauście". 

Jeszcze niedawno pisałam o naiwnym zdziwieniu lub raczej oburzeniu - swoim własnym - w kontekście Ingebor Bachmann i „jej Żyda”, Jacka Hamesha – że można tuż po wojnie odnosić się do Żyda w taki sposób. 

No więc Mikołaj Grynberg też się dziwi. Pomimo wielokrotnie większego rozeznania w temacie, mimo że pomieszkiwał nawet w Auschwitz, pyta Piotra Kulisiewicza: 

"- Ktoś z rodziny twojego ojca zginął? 
 - Nie. Po wojnie wszyscy się odnaleźli na ulicy Glogera 11 w Częstochowie, w rodzinnym mieście ojca. Tata powiedział mamie: „Ty nikogo nie masz, ja mam wszystkich, jedziemy do mnie. Tylko nie możesz jechać jako Żydówka”. 
- Po tym wszystkim, co przeszła, jej ukochany chłopak powiedział, że ona nie może być Żydówką?
- Mama o tym opowiadała jak o czymś oczywistym". 

Teksty do swojej książki wybrał Mikołaj Grynberg zapewne według sobie tylko znanego klucza, do czego miał oczywiście pełne prawo. 

To samo zrobię ja tutaj - wybieram te fragmenty, które mogą spełnić funkcję lustra: Zwierciadełko, powiedz przecie, kto jest najbrzydszy na świecie? Nieprzyjemna prawda z nich wyziera, wręcz ohyda! 

Ale bądźmyż dzielni i my, patrzmyż jej wreszcie prosto w oczy. 

Rozmowa z Lili Haber: 
"Jak ja mogłam powiedzieć mojemu ojcu: „Nie mogę zrozumieć, dlaczego jeździsz na wakacje do Niemiec. Przecież to oni zrobili Holokaust”. A tata mi tłumaczył, że do Niemiec może jeździć, a do Polski nie. Jak wrócił w 1945 do Krakowa, to stróż w jego domu powiedział: „Wróciłeś? Szkoda, że Hitler nie skończył tego, co zaczął”. Ojciec nie mógł znieść, że sąsiedzi tak mówili. Polacy, z którymi się przyjaźnił, zdradzili go". 

Sara z Nowego Jorku: 
"Żegnaj Europo! Już się więcej nie zobaczymy. Nie wybieram się oglądać kontynentu przesiąkniętego krwią. Polacy, Ukraińcy, Niemcy, Szwajcarzy i cała reszta to narody morderców. Europa jest zepsuta przez tamtą wojnę. Wszyscy mają coś na sumieniu i ręce we krwi." 

Piotr Kadlčik (pracował w Fundacji Spielberga, zbierał tzw. świadectwa): 
"- Co cię najbardziej zaskoczyło w tych rozmowach? 
- Że 99% udzielających wywiadów na pytanie” „Czy bałeś się Niemców?”, odpowiadało: „Tak, ale Polaków bardziej”. 

Doron i Roger, synowie Krystyny Chiger, autorki książki Dziewczynka w zielonym sweterku, na podstawie której (między innymi) Agnieszka Holland nakręciła film W ciemności
"W trakcie polskiej premiery mama miała siedzieć koło arcybiskupa i premiera, ale odmówiła. Jej wspomnienia o większości Polaków i Ukraińców były bardzo złe. Do dzisiaj uważa, że gdyby nie te dwa narody, dużo więcej Żydów uratowałoby się z Zagłady". 

_______________________________________________________
wszystkie cytaty pochodzą z książki Mikołaja Grynberga pt. Oskarżam Auschwitz, Wyd. Czarne 2014


**********************************************************

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

O skromności i innych właściwościach ludzkich i kontynentalnych

**********************************************************

Nie wiem, czy skromność to skarb dziewczęcia, ale na pewno właściwość Kazimierza Nowaka, i Ryszarda Kapuścińskiego zresztą też, choć ten pierwszy - w przeciwieństwie do drugiego - reporterskiej sławy zaznał akurat tyle, co kot by mógł napłakać (lub Ryś raczej, i nie chodzi o dzikiego kota, lecz o konia o takim imieniu, którego używał Nowak na Czarnym Lądzie przez chwilę w funkcji roweru). Stąd też link przy jego nazwisku („Nowak! Proste, skromne nazwisko szarego człowieka”), na wszelki wypadek. 

Skromność to bez wątpienia klejnot babci, która twierdzi, że nic nie wie, a zachowuje na co dzień reporterską zaiste czujność, jakiej by się nie powstydził żaden z powyższych bystrych obserwatorów świata, i to nawet wtedy, kiedy na to wcale nie wygląda. Zawodzi sobie na przykład babcia pieśń nostalgiczną w rodzaju Ludu, mój ludu… (cóżem ci uczynił), więc przechodzę na paluszkach, gdyż nie chcę jej przerywać, ale nie ma takiej opcji. Bo babcia jest ścichapęk - zanim się zorientuję, już ma mnie wystawioną jak na własnej patelni i przeszywając mnie wzrokiem, zwraca się do mnie prozą całkiem czystą: No to mamy aktualnie w Europie dwa problemy: uchodźcy i pszczoły, których rozwiązanie nie jest bynajmniej proste. 

A gołębie nie rzuciły się dziś jakoś na twój chleb jak wyposzczone sępy, mówię babci, co może oznaczać, że prócz tego mamy trzeci problem – oto kończy się świat, który znamy, o klimacie dość umiarkowanym, i w którym nasze gołębie jak na gołębie przystało są nienażarte po prostu przez 24 h na dobę, cały czas, nie robiąc sobie przerwy w porze sjesty z powodu gorąca. 

Afryka dzika normalnie, chciałoby się powiedzieć, której jednak też już nie ma. 


**********************************************************