poniedziałek, 11 lipca 2016

oraz smutek Baracka O.

**********************************************************

zdjęcie: fakty.interia.pl  

**********************************************************

niedziela, 10 lipca 2016

Wyjadacze

**********************************************************

Po prostu trzeba się starać, jak mówią poradniki, więc staram się jak mogę nie spaść ze stołka, gdy słyszę to, co słyszę. I że się wymawia jak III Rzeszę prawie III Rzeczpospolitą (Polską). No żeby aż tak?

W tej przykrej sytuacji kilku zaledwie rzeczy jestem pewna, a dokładnie trzech, i w zasadzie też nie na sto procent: że niżej miałam na myśli raczej kota Simona niż Garfielda; i że w polskim radiu korespondenci polscy z zagranicy wykorzystują nagminnie syntezatory mowy, bo to jest niemożliwe, żeby żywy człowiek w taki sposób zapodawał tekst; oraz że – na koniec najważniejsze - nie przeczytam Krivoklata Jacka Dehnela, ponieważ nie mam czasu na pastisze.

Mogę za to wrócić do Bernharda, na doraźny użytek tego tekstu. Na doraźny oraz nieskończony, teraz i na wieki, póki ludzkość się nie zmutuje. No więc taki oto kawałek, z życzeniami miłej reszty dnia:
Polityczna sytuacja w tym momencie pogorszyła się nagle w sposób, który uznać można tylko za przerażający i zabójczy. Wysiłek całych dziesięcioleci zniweczono w ciągu zaledwie kilku tygodni, w ciągu kilku tygodni załamało się na dobrą sprawę chwiejnie przecież od zawsze państwo, tępota, chciwość i obłuda zapanowały znowu jak za najgorszych czasów najgorszego reżimu, a możnowładcy pracowali bez wytchnienia nad eksterminacją ducha. Obserwowana przeze mnie już od wielu lat antyduchowość osiągnęła odrażający szczyt, rządzący nawoływali lud, a raczej masy ludowe do duchobójstwa i podburzali do polowania na głowy i na ducha. W ciągu jednej nocy zapanowała dyktatorska atmosfera, a ja musiałem przez całe tygodnie i miesiące doświadczać na własnej skórze, jak polują na głowę człowieka ducha. Górę brał zaściankowy zmysł obywatelski, zdecydowany uprzątnąć z drogi wszystko, co mu nie odpowiada, czyli przede wszystkim głowę i ducha, a rząd zaczął to znowu wykorzystywać. Masy uzależnione od brzucha i dobytku wystąpiły przeciwko głowie i duchowi. Kto myśli, temu nie można ufać, myślącego trzeba prześladować, znowu zaczęto w najpotworniejszy sposób stosować to stare hasło. Gazety mówiły odrażającym językiem, którym mówiły zawsze, choć w ostatnich dziesięcioleciach przynajmniej tylko półgłosem, ale nagle straciły ku temu powód, chcąc się ludowi przypodobać, zachowywały się niemalże bez wyjątku jak lud, stając się duchobójcami. Marzenia o świecie ducha zdradzono w tych tygodniach i wyrzucono na ludowy śmietnik. Głosy ducha umilkły. Pochowano głowy. Zapanowała czysta brutalność, podłość i nikczemność. 
Thomas Bernhard, TAK., Czytelnik, Warszawa 2015, przekład Monika Muskała

**********************************************************

niedziela, 3 lipca 2016

Przez te okna, panie, Helunia nabrała ciekawości do abecadła

**********************************************************

A gołębie byczą się w trawie, czekając na posiłek, który im w końcu dostarczam w postaci babcinych chlebowych skórek. Dostarczam w pośpiechu. 

Jak się spieszę i wpadam w biegochód, pomykając tymi tutaj swoimi opłotkami, malowniczymi zresztą, nie z własnej woli oczywiście, tylko z przymusu, jaki nakłada na mnie wakacyjny rozkład jazdy mpk, to myli mi się często do których psów po drodze cmokam, a do których nie, ponieważ tego nie lubią, i powoduję chaos w okolicznych zagrodach, bo wtedy te, co nie lubią, zaczynają szczekać na to moje debilne cmokanie i po ptakach. Ostatni raz! przysięgam sobie w duchu. 

A póki co dobiegam do środka lokomocji i mam nadzieję poczuć trochę wiatru we włosach, kiedy pojazd ruszy, ale gdzie tam, pozamykane wszystko na sześć spustów, w powietrzu siekiera, i nie próbuj nawet sięgać do okiennego dynksa, nieszczęsny użytkowniku, żeby cokolwiek rozszczelnić, bo zaraz cię przymiażdżą oburzone, karcące spojrzenia. Bolesław Prus wykreował panią Misiewiczową, matkę pięknej pani Stawskiej, na prawdziwą heroinę, każąc jej wypowiedzieć tekst zaiste bohaterski w ustach słowiańskiej mieszczki: Ja się cugów nie boję, a imaginuj sobie pan, że mam w tym wielką przyjemność! 

No więc zamykam oczy i wyobrażam sobie byczą plażę, na której wykonuję seryjne babki z piasku, wypowiadając nad każdą niezawodne zaklęcie: babko, babko zrób mi się, bo jak mi się nie zrobisz, to ci nie dam chleba z masłem. 

Wreszcie wysiadam, unikając zwinnie potrącenia przez jakiś dziki tramwaj, galopujący po szynach z naprzeciwka jakby był co najmniej TGV. 

Potem się przesiadam i nagle zauważam wybałuszone oczy kota Garfielda na szybie, wtedy myślę sobie: no, no, niby ludzie odnoszą się do siebie jak drapieżniki, które trzeba trzymać w państwach-klatkach, a tu proszę, Garfield na szybie Krakowiaka. Ale trudno mi w to uwierzyć jakoś, bo wprawdzie żyjemy w kraju cudownych metafor, ale jednak bez przesady, więc przyglądam się bliżej i wtedy dostrzegam, że to są pawie pióra w liczbie trzy od krakowskiej czapki ułożone w kota Garfielda dużego i kawałek małego, wyglądającego zza dużego. 

Koniec trasy. Docieram do babci, która mówi: oglądałaś mecz? Powiedz, po co oni tak gonią za tą piłką, skoro tamci im ją i tak od razu odbierają? A spoceni wszyscy jak myszy. 


**********************************************************