niedziela, 17 kwietnia 2016

Prawdy szaleńców

**********************************************************

Więc obleźliśmy całą planetę, jak przystało na takie gatunki, jakimi właśnie jesteśmy - niewybredne, kosmopolityczne. Uaktywniamy się zwykle w temperaturze powyżej 10°C, podejmując wyzwania typu ‘stalowe pośladki’ z dziedziny aerobiku lub ‘stalowe szczękoczułki’ z kategorii ‘szukam żywiciela’. My i kleszcze. Uwaga, uwaga! Ludzie z wielkimi stopami oraz kleszcze! 

Od kiedy zobaczyłam na filmie Mikrokosmos wiele, wiele lat temu, jak różne takie żuczki z niewiarygodnym mozołem przedzierają się przez istny busz, jaki stanowi dla nich średnio wysoka trawa, przestałam się dziwić, że biedronki wylegają tak masowo na chodniki, ładując się wprost pod walce ludzkich stóp. Mkną po autostradzie, czasem ginąc. 

To na marginesie. A teraz mainstreamowe dla tego tekstu pytanie, które brzmi następująco: Jakie ma w takim momencie erupcji wielkiej mocy prawo głosu organizm bez skłonności do tycia i życia? Zasadnicze. Może polecieć tekstem choćby takim: 

„Moje uszanowanie, panie wykałaczkowy, panie pożeraczu nieboszczyków, panie spocona lokomotywo i pożeraczu kałuży krwi. Życzę panu wesołego rozkładu!”.* 

To są słowa jednego z pacjentów zakładu psychiatrycznego w Stadrodzie, skierowane do ordynatora Gerharda Kloosa w 1941 roku i przez niego odnotowane, a następnie zamieszczone w artykule pt. Über den Witz der Schizophrenen (O śmieszności schizofreników). Gerhard Kloos uczestniczył aktywnie w Akcji T4, krzątał się przy niej bardzo sprawnie, nie zaprzestając przy tym naukowych obserwacji. 

_____________________________________________________________________
* Götz Aly, Obciążeni. „Eutanazja” w nazistowskich Niemczech, Wydawnictwo Czarne, 2015

**********************************************************

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

O szkodliwości gatunków

**********************************************************

Jeśli chodzi o poległych, czyli takich, co zginęli w walce, to inskrypcje na ich grobach mogą stać się cennym wskaźnikiem dla potomnych. 

Kiedy historyk Götz Aly badał, dlaczego latem 1941 Hitler z Goebbelsem, którzy spotkali się w Wilczym Szańcu, by omówić „szereg kwestii politycznych i propagandowych”, postanowili wstrzymać czasowo Akcję T4 (uśmiercania osób chorych psychicznie na terenie Niemiec jako „darmozjadów”), motywując to chęcią utrzymania „spokoju w kraju” i ograniczenia do minimum ciężarów wojny, „także tych psychologicznej natury”, „w stosunku do szerokich mas”, okazało się, że popularność Führera w Niemczech oraz wiara w jego mądrość znacznie w tym czasie osłabły, stąd ta nagła troska. A stwierdzono to m. in. dzięki analizie nekrologów poległych wówczas żołnierzy:
„Policzyliśmy, jak często rodziny używały tradycyjnej formuły Poległ za naród i ojczyznę, a jak często jej nazistowskiego odpowiednika: Poległ za Führera, naród i ojczyznę. W gazecie NSDAP Frankfurter Volksblatt od czerwca do września 1941 roku tylko pięćdziesiąt procent rodzin poległych oddawało w nekrologach cześć Führerowi – wcześniej było ich dziewięćdziesiąt procent. W niezależnej od partii Frankfurter Zeitung odsetek nekrologów ze wzmianką o Führerze wynosił początkowo czterdzieści procent, a w trzecim i czwartym kwartale roku spadł do dwudziestu procent” 
Götz Aly, Obciążeni. "Eutanazja" w nazistowskich Niemczech, Wydawnictwo Czarne, 2015 

Naród? Ojczyzna? Führer? Wszyscy wiemy, że oni zginęli w niewiarygodnym horrorze, jakim była II wojna, jednym z wielu, choć jednak wyjątkowym, jaki homo sapiens zaserwował temu swojemu najlepszemu ze światów. Wiemy? 

Gottfried Wilhelm Leibniz  

**********************************************************

niedziela, 3 kwietnia 2016

No więc pada i jesteśmy dorośli *

**********************************************************

Wiosna, wiosna, nowe, nowe, świeże, świeże, ale chyba bez przesady, żeby do tego stopnia. Patrzę na dwa bassety i coś mi się nie zgadza, pańcia wprawdzie niby jest ta sama, ale też jakby nie do końca taka sama. 

To nie jest takie proste dla postronnego laika odróżnić w słabym świetle nastającego zmroku dostojnego basseta dziadka od równie dostojnego basseta wnuka, a dokładnie dwa bassety, które widuję czasem, zawsze w tym samym miejscu. Po chwili nie mam już wątpliwości. Ale mówię „dzień dobry” jak zwykle, z tym że w wariancie „dobry wieczór” dość przytomnie, i nie mówię nic więcej, bo co w takiej sytuacji można powiedzieć. Idę dalej. 

„Kochana E., jesteśmy zdrowi, w ogródku wszystko rośnie, ale kiedy Ty przyjedziesz, nie będzie już porzeczek i agrestu, i kalarepek, będą za to pomidory i ogórki, no i kwiatki”. 

W tym zdaniu magię widzę prawdopodobnie tylko ja i musiałabym ten ogródek przefiltrować, ogacić słowami tak, żeby autentycznie podzielić się nim z kimś, kto nie ma zielonego (nomen omen) pojęcia, jak ten real wygląda z mojej pierwszoosobowej perspektywy. 

Wiosna to taka zarąbista pora roku. Więc cieszę się, że akurat teraz jak ślepej kurze ziarno trafiła mi się dawka mega, no niebagatelna, około 240 tysięcy znaków (ze spacjami) poezji żywej, jaką okazała się w gruncie rzeczy pewna „współczesna powieść zza krańca czasów, gór, rzek i pustyni”. Czyli Podkrzywdzie Andrzeja Muszyńskiego. 

Nie da się cięgiem przeczytać 240 tysięcy znaków (ze spacjami) wierszy, trzeba to robić z przerwami, księga za księgą, a i tak jest człowiek wyżęty. Więc kto nie lubi łatwizny, niech się chwyta, a kto lubi, niech sobie poczyta hasła w panoramicznych krzyżówkach. 

Wybieram taki fragment - tak wygląda proza "postschulzowska": 
„Preludium do dramatu była nagła i niespodziewana metamorfoza lata. Po upojnych zielonych dniach nastała niewysłowiona duchota, gigantyczna osmoza gazu i cieczy, powracająca na ziemię co rano, potęgowana pod parnikiem nieba, w ścisku wydętych ku ziemi pęcherzy chmur. Żyliśmy w monstrualnej szklarni, w której na naszych skórach dojrzewały bycze pieprze i narośla. Rzędy wspartej na tykach fasoli przypominały nocą zamaskowany hufiec, chore na megalomanię cukinie stłamsiły arbuzy. Babka siedziała z mokrą szmatką i nie była w stanie nic ugotować. Pot spływał z jej mięsistego ciała, napełniając izbę odorem kwasu, na jej popękanych wargach osiadała sól”. 
Andrzej Muszyński, Podkrzywdzie, Wydawnictwo Literackie, 2015 

_______________________________________________________________________
* Andrzej Muszyński, Podkrzywdzie, Wydawnictwo Literackie, 2015

**********************************************************