środa, 23 października 2013

Jak to czynił wiele razy, szedł raz wielbłąd do oazy
(o tym, że mięso jest smutne)

**********************************************************

"Dotarłszy do wyschłej rzeki Kunia-darii, Nazar Czagatajew spostrzegł wielbłąda, który siedział w pozycji człowieka, wsparty przednimi nogami o wydmę. Był chudy, garby mu obwisły, czarne oczy spoglądały nieśmiało, pełne mądrości i smutku. Czagatajew podszedł blisko, ale wielbłąd nie zwrócił na niego uwagi pochłonięty śledzeniem martwych traw, niesionych podmuchem wiatru – czy uda mu się którąś pochwycić, czy przemkną. Jedno źdźbło zatrzymało się tuż przy jego pysku, wielbłąd podniósł je wargami, zżuł i przełknął. W pewnej odległości pełzło okrągłe perekotypole, wielbłąd wodził za tą dużą ruchliwą rośliną oczami zgłodniałymi od nadziel, lecz perekotypole ominęło go z daleka. Wówczas zwierzę zamknęło oczy, gdyż nie wiedziało, jak się płacze.
Czagatajew obejrzał dokładnie wielbłąda, który był wychudzony z głodu i choroby, sierść mu prawie wszystka wyliniała, tylko tu i ówdzie zostały mizerne kłaki i dlatego dygotał, nienawykły do zimna. Zapewne jakaś karawana pozbyła się go w drodze, ponieważ nie mógł już udźwignąć juków, lub może właściciel zginął gdzieś na pustyni, a zwierzę czekało na niego, dopóki nie wyczerpał się w nim zapas sił. Nie mogąc już chodzić, wielbłąd wspierał się na przednich nogach i z lekka się podnosił, żeby widzieć źdźbła, które wiatr pędził w jego stronę, i w porę je pochwycić. Gdy wiatru nie było, zamykał oczy, nie chcąc daremnie wysilać wzroku, i zapadał w drzemkę. Kłaść się też nie chciał, bo nie zdołałby się już podźwignąć, i tak oto trwał w pozycji siedzącej, czujny, to znów półprzytomny, dopóki śmierć nie powaliłaby go na piasek lub jakieś zwierzątko pustynne nie dobiło jednym ciosem malutkiej łapki. (…)

Czagatajew długo siedział obok wielbłąda przyglądając mu się z pełnym zrozumienia współczuciem. Potem podniósł kilka naręczy perekotypola i nakarmił biedaka. (…)

Zapadł wieczór. Czagatajew nazbierał trawy i karmił wielbłąda, póki ten nie położył głowy na ziemi i nie zasnął mocnym snem nowego życia. Nadchodziła noc, a z nią chłód. Czagatajew zjadł kilka placków ze swojego worka, po czym przytulił się do wielbłąda, grzejąc się przy jego boku, i zaczął drzemać. (…)

Po sześciu dniach wędrówki wzdłuż koryta Kunia-darii Czagatajew ujrzał Sary-kamysz. Przez cały ten czas wiódł za sobą wielbłąda, który szedł już o własnych siłach, ale nie mógł jeszcze nieść na swoim grzbiecie człowieka.(…)

Kilka dni stracił, błąkając się w poszukiwaniu ludzi. Wielbłąd z własnej woli chodził za nim trop w trop. (…)

Czagatajew nocował w pustynnych miejscach, dojadał resztki żywności, nie dbał jednak o to, gdyż własne dobro było mu obojętne. (…)

Ruszyli obaj z wielbłądem w dalszą drogę do Ustiurtu, gdzie u stóp wzniesienia żył samotnie zapomniany starzec. Mieszkał w ziemiance wygrzebanej w suchym zboczu. (…) Nazywał się Sufian. (..) Czagatajew spędził noc u Sufiana.

Następnego dnia Czagatajew i Sufian wyruszyli na poszukiwanie zaginionego narodu. Wielbłąd poszedł za nimi, bojąc się samotności. (…)

Po czterech dniach Sufian i Czagatajew byli tak wygłodzeni, że zaczęły im się zwidywać sny, podczas kiedy nogi ich szły dalej, a oczy widziały biały dzień. Wielbłąd nie opuszczał ludzi, trzymając się jednak w pewnym oddaleniu, tam gdzie po drodze znajdował trochę trawy. Sufian wpatrywał się w swoje pływające sny bez cienia nadziei, a Czagatajew to uśmiechał się do nich, to przygasał z wyrazem cierpienia. Dotarłszy do odnogi Dariałyk koło Mangyrczadaru, dwaj wędrowcy zatrzymali się na nocleg: Sufian rozbełtał wodę przy brzegu, bo zmącona była gęściejsza i bardziej pożywna, po czym napili się obaj i legli w małej pieczarze, żeby ciało mogło zapomnieć, że żyje, i aby prędzej minęła noc. Zbudziwszy się rano, Czagatajew spostrzegł martwego wielbłąda. Leżał w pobliżu z nieruchomą, szklaną źrenicą, na poderżniętym gardle zakrzepła krew. Sufian grzebał w jego wnętrznościach jak w czarodziejskiej torbie, wyciągając świeże kęsy i zaspokajając głód. Czagatajew również podczołgał się do wielbłąda – z otwartego brzucha wiało ciepłem i sytością, krew jeszcze kapała, płynąc szczelinami w głębokich wąwozach jego tułowia, życie uchodziło powoli. Najadłszy się do syta, zasnęli z poczuciem błogości i zbudzili się nieprędko.

Następnie ruszyli dalej – w rozlewiska delty Amudarii. Wzięli ze sobą zapas wielbłądziego mięsa, lecz Czagatajew jadł bez apetytu; przykro mu było żywić się mięsem smutnego zwierzęcia, wydawało mu się, że ono również jest członkiem ludzkiej społeczności."

Andriej Płatonow, Dżan


**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz