„W 1949 byłem na Dworkowej, jak odkryli masę trupów (chyba koło dwustu) w kanale zapchanym. Tam gdzie schodki. Ponure dzieje mokotowskich kanałów są znane”.
Miron Białoszewski, Pamiętnik z powstania warszawskiego
Nie wiem, czy znane. Komu znane. Na ile znane.
Na pewno nie jest mi znane Miasto 44 Jana Komasy. Ale obejrzałam jeszcze raz Kanał Andrzeja Wajdy (z 1957 roku) i wyobraziłam sobie, co by się rozpętało, gdyby dziś nakręcono taki film. Gdyby w obecną okrągłą siedemdziesiątą rocznicę majstrowano przy narodowej pamięci za pomocą takiego obrazu. Gdzie powstańcy są konwertytami, transmutującymi się na oczach widza z fatalistów (akcja toczy się w ostatnich dniach walk) w oczadziałych desperatów, w garstkę miernot wzbudzających litość, „gmerających się w cuchnącym gównie”, jak mówi Stokrotka, popadających w obłęd, gdy zamiast drogowskazu ratującego życie, odnajdują na kanałowym murze wyznanie: KOCHAM JACKA.
Od początku wiemy, że sczezną. „Patrzcie na nich uważnie, to są ostatnie godziny ich życia” – zapowiada głos z offu. I stopniowo dowiadujemy się jak. Widzę lud w strasznym pławiony kanale / Jakby wszechkloak brud zmieścił pospołu. Ten, co cytuje Dantego pierwszy straci kontakt z rzeczywistością.
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz