Myślę o tym, jakim tatką był Lear, znajdujący się co prawda w niezbyt sprzyjającej tacierzyństwu pozycji króla (jak każdy tatko zresztą w oczach pociechy), która niewątpliwie musiała sprzyjać nadymaniu się ego jego wysokości do granic ponadprzeciętnych. Więc był tatko Lear łakomczuszkiem, bardzo łasym na tanie pochlebstwa oraz na sentymentalną adorację swojej ojcowskiej osoby, dlatego spotkało go to, co zostało jednak oszczędzone tatce Sońki w powieści Karpowicza, tytułowej Sońki (a, teraz dopiero sobie przeczytałam, zdążywszy fartownie zapomnieć recenzenckie instrukcje, jak to gryźć).
Lear nie zdołał wybawić swojej córki Kordelii od śmierci przez powieszenie, do której sam doprowadził poprzez swoją obrzydliwą intelektualną gnuśność. Dlatego zanim umarł musiał patrzeć na śmierć swej ofiary, swej córeczki, którą kochał bardzo, lecz niestety paradoksalnie. Takie prawo katharsis, nie ma zmiłuj. Tego właśnie Lear nie może znieść.
Ojciec patrzyli na mnie jak ojciec, powie umierająca Sońka, czego nie zdąży powiedzieć umierająca Kordelia. Obie nie wybaczają swoim tatkom. Szekspir nie daje takiej sceny, ale u Karpowicza ona jest: Sońka, którą ojciec bił i gwałcił, odpowiada jasno: Nie. Ni mahu. Ni chaczu na pytanie Ty mnie darujesz? Ty możesz? Chciała umrzeć przeciwko ojcu. Chciała, żeby został sam: mały, pokurczony i żywy; długo żywy. Chciała umrzeć, żeby mu zadać ból. Ale stało się inaczej.
To, co z ojcem, było dawno, dawno temu. Sama Sońka dożyła starości, dożyła happy endu – śmierci pięknej, śmierci zwyczajnej, w bezwarunkowej asyście najwierniejszych przyjaciół, wilczycy Borbusa Dwunastej i kota Jozika Pasterza Myszy.
"Wyjcie, o wyjcie, wyjcie! Wyjcie, ludzie/ Kamienni!"**, woła Lear. Ale ludzie nie zawyli. Zresztą takie tam wycie.
U Karpowicza to jest dopiero scena:
"Z podwórka oraz z offu zawyła Borbus Dwunasta. Suka nie wyła żałośnie. To wycie było jak obwieszczenie, jak niepsuta moneta, otwierająca kolejne bramy. Borbus wyła z całych psich płuc i z całej psiej miłości, i z tych okropnych kłaczków na steranym grzbiecie. Jej wycie unosiło się do Dziewiątego Nieba i opadało na dno Dwunastego Kręgu.To było wycie niczym mowa heroldów. Dobywało się z psich trzewi, lecz jakby z szybu złotonośnej abisyńskiej kopalni. To było wycie obwieszczające szczęśliwe zakończenie. Wycie jak ostatnia strofa, lekka i radosna, lekce sobie ważąca poprzednie ponure wersy, Dante i Szekspir. Wycie ku chwale zwyczajnej śmierci, fundamentu cywilizacji”.
Ignacy Karpowicz, Sońka
I chyba już wiadomo, dlaczego Karpowicz musiał przepuścić tę narrację przez filtr "królewicza" na metropolitalnych włościach, Igora Grycowskiego vel Ignacego Gryki, pretensjonalnego reżysera teatralnego.
I like Ignacy Karpowicz very much.
* „Nie zabijaj! Czyli szóste, dopiero szóste przykazanie, w starszym niż katolicki czy prawosławny rycie”. (Ignacy Karpowicz, Sońka)
** Wiliam Szekspir, Wiernie spisane dzieje żywota i śmierci króla Leara i jego trzech córek
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz