"Wiesz, że kiedy otwarto pierwsze ogrody zoologiczne, strażnicy musieli bronić zwierzęta przed atakami ze strony zwiedzających? Ludzie uznali, że zwierzęta pokazuje im się po to, żeby mogli je obrażać, obrzucać błotem, zupełnie jak jeńców prowadzonych w triumfalnych pochodach."
To Coetzee oczywiście, The Lives of Animals, dalszy ciąg "po-IDOwego" strumienia skojarzeń - chcę to przypomnieć:
"Szli jak owce na rzeź". "Konali jak zwierzęta". "Nazistowscy rzeźnicy zabijali ich bez litości". W opisach obozów tyle jest zwrotów związanych z rzeźnią i rzezią zwierząt, że chyba nie muszę nawet przygotowywać gruntu pod porównanie, które zamierzam uczynić. Zbrodnią III Rzeszy, mówi głos oskarżenia, było to, że ludzi traktowano jak zwierzęta.
My wszyscy – nawet my, Australijczycy – należymy do cywilizacji głęboko zakorzenionej w religijnej myśli greckiej i judeochrześcijańskiej. Być może nie wszyscy wierzymy w skażenie duszy, może nie wszyscy wierzymy w grzech, ale z pewnością wszyscy wierzymy w ich psychiczne odpowiedniki. (…)
Nigdy nie moglibyśmy i nadal nie możemy przyjąć, że ludzie którzy n i e w i e d z i e l i (w tym szczególnym sensie) o obozach są w pełni ludźmi. Wybierane przez nas zwroty i metafory wyraźnie świadczą, że to ich, nie ich ofiary, uważamy za zwierzęta. Traktując innych ludzi, istoty stworzone na obraz i podobieństwo Boga, jak zwierzęta, sami stali się zwierzętami [ale zwierzęta nie są takie – powiedziałby w tym miejscu Kafka (to mój wtręt, dydiowy)].
Dziś przed południem zabrano mnie na przejażdżkę po Waltham. Robi ono wrażenie dość przyjemnego miasta. Nie widziałam tu żadnych przerażających rzeczy, żadnych laboratoriów, w których testuje się leki na zwierzętach, żadnych farm produkcyjnych czy rzeźni. Mimo to jestem pewna, że są one tutaj. Muszą być, ale oczywiście nie rzucają się w oczy, nikt ich nie reklamuje. Są dookoła nas, ale my nie wiemy o ich istnieniu, naturalnie w pewnym sensie.
Pozwólcie, że nazwę to otwarcie: jesteśmy otoczeni przemysłem degradacji, okrucieństwa i zabijania, tkwimy w epicentrum zjawiska, które można porównać z najbardziej koszmarnymi "dokonaniami" III Rzeszy, więcej, zjawiska, które przytłacza tamte mordercze "dokonania", ponieważ jest samonapędzającą się machiną, działającą i odradzającą się wciąż od nowa. Przemysł ten sprowadza króliki, szczury, drób, bydło i trzodę chlewną na świat tylko po to, aby je zabijać.
Zaś rozdzielanie włosa na czworo, twierdzenie, że nie można porównywać tych dwóch sytuacji, że Treblinka była w pewnym sensie miejscem i wydarzeniem metafizycznym, poświęconym wyłącznie śmierci i unicestwianiu, podczas gdy przemysł mięsny koniec końców poświęcony jest życiu (po śmierci zwłoki ofiar nie są palone czy grzebane w ziemi, lecz rozcinane, dzielone na części, mrożone i pakowane, a wszystko to po to, żebyśmy mogli spożywać je w zaciszu naszych komfortowych domów), stanowi równie małe i nieistotne pocieszenie dla tychże ofiar, jak byłoby nim (wybaczcie mi niestosowność tego, co powiem) zwrócenie się do ofiar Treblinki z prośbą, aby przebaczyli swoim mordercom, ponieważ tłuszcz z ich ciał był potrzebny do produkcji mydła, a ich włosy do wypełniania materaców. (…)
Nie powinniśmy pytać, czy mamy coś wspólnego (rozum, samoświadomość, duszę) z innymi zwierzętami, i zakładać, że jeżeli odpowiedź jest przecząca, to mamy prawo obchodzić się z nimi tak, jak nam się podoba – więzić je, zabijać i hańbić ich ciała. Wracam do obozów zagłady. Najbardziej przerażającą rzeczą, która przekonuje nas, że to, co się tam działo, było zbrodnią przeciwko ludzkości, nie jest wcale to, że ludzie-zabójcy traktowali ludzi-ofiary jak insekty – to byłoby zbyt abstrakcyjne. Najgorsze jest to, że mordercy nie chcieli postawić się na miejscu swoich ofiar, nie chcieli wejść myślą w ich przeżycia. Mówili: "To oni tłoczą się w tych bydlęcych wagonach". Nie przyszło im do głowy, żeby postawić sobie pytanie: "Jak ja czułbym się w bydlęcym wagonie?", czy powiedzieć: "To ja duszę się w tym wagonie". Mówili: "To te trupy, które dzisiaj płoną w piecu, zanieczyszczają powietrze i opadają popiołem na moją kapustę". Nie pomyśleli: "To ja się palę, to ja opadam na ziemię w drobinach popiołu…".
Inaczej mówiąc, zamknęli swoje serca. Serce jest miejscem narodzin pewnej umiejętności – współczucia – która czasami pozwala nam zrozumieć przeżycie i naturę drugiej osoby. Współczucie ma znaczenie w odniesieniu do podmiotu, lecz nie do obiektu, nie do "innego", co zauważamy natychmiast, gdy pomyślimy o obiekcie nie jako o nietoperzu ("Czy mogę podzielać istnienie nietoperza?"), ale jako o innej istocie ludzkiej. Są ludzie, którzy mają zdolność stawiania się na miejscu innych, i tacy, którzy są jej pozbawieni (tych, u których ten brak występuje w stopniu ekstremalnym, nazywamy psychopatami), a także ci, którzy ją posiadają, lecz wolą z niej nie korzystać.
(…) nie istnieją granice wysiłku, jaki możemy i powinniśmy wkładać we wchodzenie w położenie innych.
J.M. Coetzee, The Lives of Animals
tłum. Anna Dobrzańska-Gadowska
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz