wtorek, 26 listopada 2013

Jak Radharani

**********************************************************

"Co za sytuacja – skomentował wujek Potty. - Żołnierze są wegetarianami, a mnisi [w Tybecie] obżerają się mięsem. (…) A zresztą Budda zmarł przez swoją słabość do wieprzowiny". 
Brzemię rzeczy utraconych, Kiran Desai 

Ta historia dzieje się w Indiach i ma w tle demona - Kanczendzongę (choć nie tylko ją geograficznie, ją = górę). Miejsce jest newralgiczne – styk Indii i Nepalu, i bardziej o to chodzi niż o egzotyczne okoliczności przyrody. Czas też jest specyficzny: era postkolonialna, lata 80. XX wieku, kiedy w Indiach własnej tożsamości szuka nawet okoliczne wojsko, stając się coraz wyraźniej armią prawdziwie indyjską, odchodząc zdecydowanie od brytyjskiego modelu, manifestując swój narodowy charakter na wszelkie możliwe sposoby. Nawet w doborze kolorów: przemalowuje się Kluby dla wojska na przykład na różowo ("Cóż, pewnie mają już dość koloru błota na wszystkim" – to komentarz jednej z bohaterek). Wciela się w życie z powagą "program upiększania armii". A z kuchni wojskowych kantyn coraz częściej nadchodzą plotki o szerzącym się wśród żołnierzy i oficerów wegetarianizmie, a nawet abstynencji, co z kolei budzi niepokój w niektórych lokalnych osobistościach, znowu - żeńskich ("Żeby zabijać, trzeba być mięsożercą, trzeba jeść ryby przynajmniej, w przeciwnym razie stajesz się ofiarą. Jak obronią Indie przed Chińczykami tak blisko za górami w Nathu-La?" – jęczą niektóre z nich, widząc zdyszanych żołnierzy, których patykowate nogi wystają z komicznie szerokich szortów). Jednak komizm miesza się tu ze zgrozą. 

W tych Indiach gada się też o Dostojewskim: 

"Sai podsłuchała tymczasem, jak Noni rozmawia z bibliotekarką o Zbrodni i karze
- Z jednej strony czułam podziw dla tego, jak to zostało napisane, a z drugiej zdumiewały mnie – opowiadała Noni – te chrześcijańskie pojęcia, takie jak wyznanie winy i przebaczenie… ciężar zbrodni przerzuca się na ofiarę! Skoro nie można cofnąć tego, co się stało, to dlaczego można zniwelować grzech? 
Wydawało się, że cały system tak naprawdę sprzyja grzesznikowi, a nie człowiekowi prawemu. Można oto zrobić coś złego, a potem powiedzieć, że się tego żałuje, i w ten sposób, zabawiwszy się czyimś kosztem, uzyskać taki sam status jak osoba, która w niczym nie zawiniła, która nie tylko padła ofiarą występku, ale i musiała doświadczyć trudu przebaczenia, bez żadnych dodatkowych premii. I oczywiście wtedy, wiedząc o takim zabezpieczeniu, można poczuć, że wolno nam grzeszyć do woli: żałuję, żałuję, och, jak bardzo żałuję. Słowa można wypuszczać jak pierzaste ptaki do lotu. 
Bibliotekarka, szwagierka lekarki, do której chodzili wszyscy w Kalimpangu, rzekła: 
- My, hindusi, mamy lepszy system. Dostajemy to, na co zasłużyliśmy, i nie można uciec przed naszymi uczynkami. I przynajmniej nasi bogowie wyglądają jak bogowie, no nie? Jak Radharani. Nie jak ten Budda albo Jezus – żebracze typy”. 
Brzemię rzeczy utraconych, Kiran Desai 

Tytułowe „rzeczy utracone” paradoksalnie ciążą najbardziej, choć przecież ich nie ma. 

Radharani

**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz