*********************************************************
Dzień był słoneczny i bezchmurny, i nawet nie padało, gdy zbierając w pośpiechu swoje rzeczy, usiłowała zdążyć. Klap klap, białymi sandałkami, i już zza płotu pomachuje, a pies, nie zawias jakiś przecież, wie, co do niego należy, też biegnie wzdłuż parkanu, jak trzeba obszczekawszy, w ramach nieobciętego, pełnowymiarowego finału. Reszta także.
Oderwawszy się od jednego puzzlowego obrazka, stara się wtopić w drugi, ale tylko kurtuazyjnie, grzecznościowo. Skoro jej nie wychodzi, macha ręką. Dobra, niech będzie kolorowa na tym czarno-białym widoczku. Zbrodnia to w końcu nie jest. Zwłaszcza że zaraz zmieni tło. Wsiądzie i będzie mogła schować szczelnie źrenice pod powiekami. Zastanawia się, co chciałaby przespać.
Na pewno moment, gdy Sylvia Plath i Kasia Cichopek zostaną wymienione obok siebie jako kobiety piszące.
Moment zwątpienia w potencjał pewnej historii.
Moment, kiedy ktoś ważny uwierzy innym, zamiast jej.
Moment, kiedy znowu postąpi wbrew sobie.
I jeszcze happy end baśniowy woli przespać - jeśli jest tylko fikcją, cieniem ruchomym.
*********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz