niedziela, 12 czerwca 2011

Nawracanie to nie szkółka niedzielna

*********************************************************

- Moje nazwisko nic pani nie powie, przyszedłem tutaj specjalnie, żeby porozmawiać osobiście. Dużą część swojego czasu poświęcam na rozmowy z ludźmi, ale teraz chcę go poświęcić wyłącznie pani. Prawdopodobnie już nie raz pukali do pani drzwi ludzie tacy, jak ja. Czy zastanawiała się pani kiedyś, dlaczego odwiedzają oni panią w domu, skoro pani i tak nie jest zainteresowana takimi wizytami? Odpowiem za siebie i wymienię dwa powody. Po pierwsze: ja robię to z miłości, która sprawia, że pragnę z całego serca, aby doświadczyła pani cudu zbawienia. Po drugie: postępuję zgodnie z instrukcją, zawartą w pewnym proroctwie przekazanym przez Mateusza - wybrańca (24:14). "Kto wzywa imienia Bożego, będzie wybawiony". Wybrałem panią spośród milionów, jestem świadkiem...
- Rany boskie! - weszła mu w słowo, wzywając imię Boże, zgodnie z instrukcją. - Czuje pan to, co ja? Czuje pan, że się pali? Że coś płonie w piekielnej mące, to znaczy męce, przepraszam...!
Nawracając się tak wołała, wycofując i mając na myśli niebanalny niedzielny posiłek, przygotowywany z pietyzmem, pozostawiony na ogniu. Nie przypadkiem zamknęła od środka drzwi.
Ding - dong
Ding - dong
Ding - dong
Nawrócenie wciąż stało u progu. Potem u progu sąsiada, wybranego spośród milionów, dalej u sąsiada sąsiada, wybranego (wiadomo) podobnie, u sąsiadki sąsiada sąsiada, u sąsiada sąsiadki sąsiada itd. A ponieważ wszyscy wzywali gromko Bożego imienia, z nadzieją na interwencję, wzywali wszelkich imion, a także wyzywali, powiedzmy sobie szczerze, ile wlazło, zrobiło się naprawdę religijnie. Jak w fazie małej inkwizycji. Mikro-nawrót.

*********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz