Psina o aparycji szoguna, krępa i umięśniona, z klatką piersiową wydatną, podaną do przodu i kitką na czubku głowy, reszta krótko ostrzyżona (gostek zwraca się do niej per „Jadwigo”) ma nieobecny wzrok i taki wyraz twarzy, jakby coś obliczała, kalkulowała w myślach, jak ta wilczyca u Czechowa w „Łysku”.
„Żeby mi tylko znowu nie przeszkodził – pomyślała wilczyca i szybko pobiegła naprzód”. Tak jest u Czechowa. Jest, choć Czechowa nie ma od 112 lat, od kiedy umarł przedwcześnie na gruźlicę.
Jest jak u Czechowa. Żyjąc, tracimy życie, w tym także życie innych, które jest częścią naszego. Wtedy zmienia się nasza optyka i stajemy się Hieronimami, pracującymi na promie, zaczynamy patrzeć tak jak on, który szuka i nie znajduje:
„Popłynęliśmy, płosząc po drodze leniwo wznoszącą się mgłę. Wszyscy milczeli. Hieronim machinalnie pracował jedną ręką. Długo wodził po naszych twarzach swoimi łagodnymi, matowymi oczyma, a potem zatrzymał wzrok na różowej, czarnobrewej twarzyczce młodziutkiej kupcowej, która stała na promie obok mnie i w milczeniu kuliła się pod wpływem obejmującej ją mgły. Nie opuścił wzroku z jej twarzy do końca całej drogi.W tym długotrwałym wpatrywaniu się niewiele było męskiego. Zdaje mi się, że w obliczu tej kobiety Hieronim szukał miękkich i delikatnych rysów swojego zgasłego przyjaciela”.Święta noc, Antoni Czechow, przekład Jarosław Iwaszkiewicz
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz