Pieski też już zaczęły chodzić zasunięte pod brodę w mniej lub bardziej gustownych spencerkach różnych generacji, głównie najnowszej jednak. Mijam czerwony płaszczyk, z którego z przodu wystaje godnie rezolutna główka, żywy ogonek z tyłu, jego wyniosłość yorkuś (york malutki) w okrojonej okazałości. Terrier-hipster (ściśle mówiąc Border Terrier) w szydełkowej kamizelce siedzący luźno przed sklepem jak Lew Tołstoj przed Jasną Polaną. Oraz sznaucer, nominalnie chyba średni, choć w tym przypadku przedni przede wszystkim, odpicowany starannie, w idealnie skrojonej kurteczce, dobrze ostrzyżony, przypomina Thomasa Manna.
Babci się szynki zachciało, Nomen Omen, jak o niej mówię, bo tak się właśnie nazywa oficjalnie: Szynka Babuni. Czekam chwilę w ogonku, a pani przede mną waha się, że może karczku by wzięła wieprzowego, tylko czy aby ładny… - Karczuś śliczny! – cmoka sprzedająca.
Wracam, a babcia robi mi wykład taki mniej więcej:
Wracając do tematu, kiedyś (w stanie wojennym) to Polacy udawali uchodźców (przecież ja ich znałam, jacy oni prześladowani!), wyjeżdżali do Niemiec, tam udawali prześladowanych i dostawali pomoc, pełno takich było, całe rodziny ściągali, a potem się tam urządzali, zbierali na przykład to, co Niemcy wystawiali przed domami do zabrania, wywozili, a tu matka takiego „uchodźcy” handlowała na placu, bo to wszystko przecież prawie nowe było, te rzeczy niemieckie. No to teraz Polacy tak samo myślą o uchodźcach, że to są rzekomi uchodźcy, że tylko o to im chodzi, żeby pasożytować na cudzy koszt. Sądzą po sobie.
**********************************************************