czwartek, 5 listopada 2015

Nie włóczcie kinomana

**********************************************************

Ta scena w filmie Intruz, kiedy kobieta w sklepie rzuca się na zabójcę swojej córki, chce go zatłuc, chociaż ten odbył karę i powrócił, jest upiorna, mrozi w żyłach krew. 

Wrażenie grozy nie znika, nie ulatnia się do końca filmu, zapiera dech na równi z intensywną urodą krajobrazu, w jakim toczą się sekwencje zdarzeń, nieprzynoszących przełomu, aż do sceny finałowej, w której matka ofiary powie: „Idź stąd” do tego chłopaka. Do intruza. To jedyny progres. Może najlepiej by było po prostu go odstrzelić, jak psa, z którym tak właśnie postąpił dziadek Johna przy pomocy familijnej dwururki, żeby oszczędzić zwierzakowi dalszych cierpień? Przeklęte pytanie.

Żyją w tych swoich domkach, jak psy w budach, stanowiące stado, dopóki się nie wściekną, póki ich ktoś nie poszczuje. A to ludzie właśnie. 

Żyjemy w swoich domkach, jak psy w budach, stanowiące stado, póki się nie wściekniemy, póki ktoś nas nie poszczuje. To my, ludzie, właśnie?

Więc nie włóczcie kinomana po byle-czym (kiedyś usłyszałam zapowiedź takiego programu w TV, którego chyba już nie ma: Włóczcie kinomana i zdumiałam się naiwnie, a potem załapałam, że prezenter chciał powiedzieć właśnie to: W Uczcie kinomana zobaczą państwo itd., kwestia dykcji, i tak już zostało), ale jeśli się zawleczecie na Intruza Magnusa von Horna, to jest szansa, że może na chwilę oderwiecie się od kontemplacji wielkiego paradoksu łopatki bez kości na przykład (w promocji oczywiście) albo przystojnych zarazków, umierających zbyt młodo w oparach domestosa (też w promocji, ma się rozumieć), od konstatacji fałszywej: Jakie to wszystko proste! dobrniecie trochę zmęczeni do konstatacji prawdziwej - że to wszystko jest potwornie trudne. Na ludzką miarę po prostu, homo sapiens. 


**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz