niedziela, 15 listopada 2015

P jak potato

**********************************************************

Że łopatka może być bez kości i że można przepoić wielbłąda albo pastwić się nad finalistą Konkursu Chopinowskiego w tak wyrafinowany sposób („Nie można powiedzieć, że jest niemuzykalny” – jak o Chorwacie Aloszy A. powiedziała jedna z komentatorek, znawczyni tematu), że można działać w ten sposób – obrzucić otoczenie szambem i ekskrementami, by potem wejść samemu w śnieżnej bieli, to już wiem. 

Niestety, nie wiedziałam, że idąc po ziemniaki w sobotnie przedpołudnie, czyli wczoraj, 14 listopada, poczuję się mniej więcej tak, jakbym trafiła na spóźniony albo wciąż trwający Marsz pod tym znanym hasłem, zrobionym na zasadzie „Pacanów dla pacanów” (coś w tym stylu). A poszłam tam, gdzie zwykle, czyli do pana Tadzia sprzedającego z żoną owoce i warzywa sezonowo. Oboje poczciwi. Stare dobre małżeństwo, wiodące między sobą rozczulające sprzeczki na temat tego, które ziemniaki są najlepsze na placki ziemniaczane albo krupnik. 

Jednak nie tym razem. Z daleka było widać, że coś się u nich dzieje. Mały tłumek, podniesione głosy. Ujrzałam pana Tadzia czerwonego na twarzy, usłyszałam wielki bluzg – na tę uchodźczą hołotę, którą najlepiej by było wystrzelać metodycznie, jak te kaczki, dokładnie tak samo, jak oni w nas strzelają. Drutem kolczastym ich ścisnąć, wypalić po kolei coś na grzbietach, może nawet numer, żeby sami uciekli. Niech się topią. 

Pan Tadzio mną potrząsa, bo chyba oniemiałam, czym może służyć przecież, mimo okoliczności, ziemniaczkami? A ja przecież czuję, że nie mam apetytu na placki ziemniaczane podlane takim sosem, no, nie przełknę tego. Jak możesz, panie Tadziu, mam ochotę powiedzieć, ale mówię, że nie, że dziękuję i że zmieniłam zdanie, rozmyśliłam się, mówię, myśląc przy tym: co teraz? co teraz? Myśląc przy tym: co teraz? co teraz? aż do teraz. 

co jest w środku?

**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz