wtorek, 21 lipca 2015

Obumarł we mnie żołnierz*

**********************************************************

„Wszyscy o mnie gadają, i naturalnie cała familia także. „Chodzi z Żydem”. Mama oczywiście jest bardzo zdenerwowana tym gadaniem, a nawet nie ma pojęcia, jakie to ma znaczenie! Nie mówi wprost, co jej ciąży, więc dziś w kuchni sama zaczęłam i powiedziałam jej, że nigdy nie rozmawiamy tak, żeby nie mógł tego usłyszeć ktoś trzeci, zresztą sama przecież wie i czuje najlepiej. Chyba mnie zna! Ale wcale nie o to chodzi, tylko o to, że „z Żydem”. Powiedziałam, że przespaceruję się z nim dziesięć razy przez Vellach i przez Hermagor, niech się ludzie oburzają, tym lepiej.”

I kto to pisze? Ciekawa jestem bardzo, jak obstawiają ci, co akurat nie kojarzą. No bo tych, którzy akurat wiedzą oczywiście ta zabawa nie dotyczy.

Jest to fragment Dziennika wojennego, pisanego przez Ingeborg Bachmann. Kartka z czerwca 1945 roku! Bachmann ma wtedy osiemnaście lat i poznaje przebywającego tymczasowo w Hermagor żołnierza 8. Armii Brytyjskiej, Jacka Hamesha. Hamesh jest w gruncie rzeczy austriackim Żydem, który trafił do Anglii w 1938 roku z transportem żydowskich dzieci, "właściwie miał już wtedy 18 lat, ale jego wuj jakoś to załatwił, rodzice już nie żyli". Potem znalazł się w armii brytyjskiej, a po zakończeniu wojny, ze względu na doskonałą znajomość niemieckiego, wylądował w biurze FSS (Field Security Section), w jednej z alianckich stref okupacyjnych w Austrii.

Z trudem mieści się w głowie, że po wojnie – tuż po t a k i e j wojnie - w austriackiej wsi o nowym znajomym Bachmann mówi się w taki sposób: „ten Żyd”, a zadawanie się „z Żydem” budzi w tamtejszych lokalsach jakąś chorą sensację podszytą dobrze znanymi, obrzydliwymi fobiami. Chociaż zdaję sobie sprawę, że jest to jednak trudność z gatunku dość naiwnych.

Dziennik wojenny Bachmann jest krótki, lecz intensywny. Pozwala poczuć opór, odruch sprzeciwu i mdłości, jaki musiał ten nazistowski syf budzić w każdym, kto od początku umiał właściwie go ocenić, kto był po prostu przyzwoity. Bachmann jest odważna. I osamotniona w tej odwadze. 

W jednym z fragmentów Dziennika, który zaczyna cytatem z cudnego wiersza Rilkego: „Co zrobisz, gdy ja umrę, Panie…”, pisze o tym, że przestała schodzić do bunkra na czas bombardowań, że już się nie boi.
„Na ulicach nie ma teraz żywego ducha. Dni są takie słoneczne. Ustawiłam krzesło w ogrodzie i czytam. Z całą mocą postanowiłam sobie czytać dalej, gdy nadlecą bomby. (…) Może to grzech tak po prostu siedzieć i patrzeć na słońce, ale nie mogę już wytrzymać w bunkrze, godzinami, gdy po kamiennych ścianach ścieka woda, a powietrze jest tak stęchłe, że człowiek prawie traci przytomność. Z powodu powietrza nie wolno rozmawiać, ale te otępiałe, nieme tłumy też są nie do zniesienia. Przeraża mnie myśl, że można by tam umrzeć razem ze wszystkimi, jak w stadzie bydła. Przynajmniej w ogrodzie. Przynajmniej na słońcu”.
Ingeborg Bachmann, Dziennik wojenny. Z listami od Jacka Hamesha, Czarne 2015

Jack Hamesh wyjechał do Palestyny w 1946 roku, skąd pisywał do Ingebor listy przez jakiś czas. Czy jesteś zadowolony, pyta Bachmann, albo wręcz szczęśliwy? Tak, jestem zadowolony, mógłbym przecież równie dobrze gnić w masowym grobie gdzieś w Polsce albo w Niemczech albo wręcz w mojej DAWNEJ OJCZYŹNIE Austrii. Ale szczęśliwy nie jestem, pisze Jack.

Nigdy potem się już nie spotkali. 

________________________________________________________
fragment z listu Jacka Hamesha do Ingeborg Bachmann

**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz