Niedobre wieści, wojna! - babcia nie traci tym razem czasu na puste konwenanse, na miałkie powitalne rytuały, sytuacja jest poważna. Jak to wojna? gdzie i jaka wojna? No w tym filmie, co go oglądamy, babcia już mnie podpięła do fanklubu, bo to jest przecież serial h i s t o r y c z n y. Babcia jest z lekka dotknięta moim niedoinformowaniem w tematach zasadniczych, a także przyciężkawym kojarzeniem. Więc to tak.
Gdy obieram ziemniaki, babcia wyciąga korale i zaczyna przymierzać: czarne, różowe, perły. Nigdy ich nie nosiłam, bo nie lubię korali, mówi. Powinnaś zacząć nosić, ładnie ci, przekonuję szczerze.
Najpierw to była wojna - babcia rozwija jednak wątek wojenny – a potem czyn społeczny, ciągle nas zawozili na ten czyn, deski musieliśmy nosić z jednego miejsca w drugie przy budowie Nowej Huty, a następna grupa te same deski z powrotem przenosiła, daję słowo. Ja do domu po pracy wracać chciałam, miałam swoje sprawy, a tu nie było zmiłuj, czyn i czyn. Tym pannicom w haremie taka terapia pracą by się przydała, bo z tych nudów knują tylko i knują.
Trochę mnie niepokoi, co babcia ma na myśli, lecz uświadamiam sobie, że babcia jest po prostu z powodu życiorysu twarda jak Roman Bratny, który nie pisał wprawdzie o Nowej Hucie akurat, ale przytrafiło się to innej ciekawej postaci z tamtej epoki - tak zaczyna się Dzień narodzin, pierwszy rozdział pewnej niesamowitej opowieści:
„Profesor zdjął okulary i powiódł po zebranych białym, niewidzącym spojrzeniem. W głosie jego drżała irytacja.________________________________________________________
- Moim zdaniem – powiedział – to jest nonsens. Kraków był zawsze miastem kultury i nauki i miastem nauki pozostanie. Dlatego uważam za nonsens budowanie pod Krakowem wielkich zakładów przemysłowych.
Przez salę przebiegł szmer. Inżynierowie nie kryli wzburzenia, jakie wywołało w nich niesłychane wystąpienie rzeczoznawcy naukowego. Naczelny dyrektor istniejącej na razie tylko na papierze Nowej Huty, piękny, postawny mężczyzna o przedwcześnie posiwiałych włosach i zaczerwienionych z niewyspania oczach, uciszył gestem ręki wzbierający gwar i powstał, aby odpowiedzieć niefortunnemu mówcy.
- My inżynierowie szczególnie szanujemy naukę, gdyż często korzystamy z jej pomocy. Ale nauka, tak samo jak technika, służy wielkiej sprawie poprawy bytu ludzkiego. Nauka, która się z tego obowiązku wyłamuje i chce służyć tylko samej sobie, nie zasługuje ani na szacunek, ani na opiekę. Proszę nam powiedzieć, profesorze, w czyim imieniu występuje pan przeciwko Nowej Hucie? Czy w imieniu studentów, którzy będą odbywali praktyki w jej zakładach, a z czasem zajmą tam stanowiska inżynierów? Czy w imieniu pańskiego miasta, przed którym sąsiedztwo Nowej Huty otwiera nowe perspektywy rozwojowe? Czy może w imieniu biednych chłopów podkrakowskich, którzy przed wojną wędrować musieli w poszukiwaniu pracy na Śląsk lub za granicę? Z pewnością nie. Występuje pan jedynie w imieniu ciasnego egoizmu konserwatysty, sprzeciwiającego się na ślepo wszelkim zmianom. Wierzymy głęboko, że postępowy świat naukowy Krakowa ma na tę sprawę pogląd zupełnie odmienny.
Sala biła brawo. Dwaj inni profesorowie-rzeczoznawcy, pokonawszy w sobie odruch solidarności zawodowej, przyłączyli się także do oklasków. Członkowie radzieckiej ekipy projektodawców, którym wytłumaczono treść incydentu, kiwali z uznaniem głowami. Najstarszy z nich uśmiechał się z lekka. Znakomity inżynier i naukowiec, projektodawca Kuźniecka i Magnitogorska, przypomniał sobie zapewne w tej chwili jakieś zamierzchłe analogie z dawno już przebytego etapu historii.”
Marian Brandys, Początek opowieści, Państwowy Instytut Wydawniczy 1952
* Marian Brandys, Początek opowieści, Państwowy Instytut Wydawniczy 1952
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz