Zeppeliny i toi toi-e, i drogowcy spowolniali od tropiku, rozgrzane blachy aut pomiędzy barierkami, w tym lincoln excalibur, który błyszczy się jak żuczek gnojarz z pancerzykiem o perłowym umaszczeniu i z groteskowymi wypustkami. Wakacyjne remonty w wielkim mieście. Termometr w pełnym cieniu generuje trzydzieści pięć stopni.
Babcia wyciąga futro. Na balkonie obok pelargonii kitłasi się w tym skwarze na turystycznym krzesełku ładnych parę kilo miękkiej sierści. Trzeba wietrzyć od czasu do czasu, mówi babcia, no bo co z tym zrobić?
A wiesz, że doszło do tego, że w Afryce ucina się rogi żyjącym nosorożcom, żeby zapobiec rzezi tych przetrzebionych totalnie gruboskórców? Ludzie je zabijają, bo sobie ubzdurali, że jak się nażrą takich nosorożcoworogowych sproszkowanych oranżadek, to się staną mocarzami, to śmierć się nie przewierci przez ich zgrubiałą skórę ani żadna słabość nie przeniknie do ich krwiobiegu.
To taki zdrowy ten róg? babcia pyta, a ja odpowiadam, rozciągając swą odpowiedzialność i na babcię, i na nosorożce: zdrowe to są, moja droga, przede wszystkim kiszone buraki. Nastawimy zaraz cały słój, jak ukisną, będziesz sobie wcinać i żaden róg bawoli ani nosorożcowy naszym pysznym burakom nie podskoczy, mówię babci z całym przekonaniem.
Potem biorę wywietrzone futro i narzucam sobie na ramiona, żeby babcia mogła mnie zobaczyć. Oto człowiek? Coś innego raczej. Ni to człek, ni to pies, ni wydra. Babcia przechodzi pomyślnie terapię śmiechem.
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz