czwartek, 26 marca 2015

Warszawa jest miastem spokojnym i wygodnym*

**********************************************************

Jeśli chodzi o daty, to Anka Broniewska miałaby teraz dokładnie tyle lat, co babcia, gdyby nie zasnęła w mieszkaniu na Koszykowej przy zapalonym gazie, mając prawie 25 lat, a było to 1 września 1954, w środę. 

Że była to właśnie środa, obliczyłam, korzystając z tzw. kalendarza stuletniego, opartego na algorytmie Zellera, ale to wyjątkowo, bo na co dzień używam raczej takiego normalnego i raczej w komórce, co nie przeszkadza mi jednak odprawiać rytuału coporannego, ręcznego wyszarpywania kartki z kalendarza ściennego, zrywanego, który był do tej pory najczęściej kalendarzem o profilu „domowym”, np. kulinarnym lub zdrowotnym, aż do teraz, aż to tego roku, kiedy stał się nagle dla odmiany dizajnerskim z lekka Kalendarzem Literackim, otrzymanym w prezencie, który ma całkiem fajną szatę graficzną, ale poza tym został chyba pomyślany jako sposób na codzienne zdziwko (czyli zdziwienie naiwne) zrywającego. 

Poczynając od małego szoku, kiedy człowiek z czasem konstatuje, że ta obiecana literackość ma polegać zasadniczo na tym, że na odwrocie kartki znajduje się kawałek jakiejś (no właśnie: jakiej?) poezji albo prozy, absurdalnie wyrwany z kontekstu, dobrany w trybie random i pochodzący głównie z XVIII lub XIX wieku, kończąc zaś na zdumieniu większego kalibru: że jest to świetny kalendarz dla jakichś błędnych dziwaków, poszukiwaczy Graala lub tym podobnych, poruszających się zasadniczo poza rzeczywistością, której jednym z wymiarów jest czas - kalendarz nie anonsuje bowiem żadnych wydarzeń w roku typu święta lub inne eventy, nie są tu oznaczone ani Boże Narodzenie, ani Wielkanoc, ani Święto Trzeciego Maja, słowem: próżnia. 

Mamy za to wspomniane fragmenty klasycznej literatury, groteskowo wycięte z całości, śmiesznie krótkie, pewnie w trosce o to, żeby nikt nie dostał zadyszki przy czytaniu, pochodzące z różnych utworów, a w zasadzie różnych autorów, ponieważ konsekwentnie nie podaje się tutaj tytułów konkretnych tekstów, z jakich zostały wyrwane te cytaty. Daje to często-gęsto mocno komiczny efekt, bo kiedy czytam na przykład: 
Mówię panu, że ten człowiek wzbogacił mi duszę!
Joseph Conrad 
to wyobrażam sobie, że to sam Joseph Conrad, nie bohater, to powiedział (lub nawet wykrzyczał) i już sobie chichoczę na dzień dobry. 

Jednak jest kalendarz z definicji „spisem dni całego roku, z podziałem na tygodnie i miesiące; też: notesem, broszurą lub plakatem zawierającym taki spis”, więc nie wymagajmy wodotrysków.
Wymagajmy dat – do tego zmierzam. 
Dziś jest dziś. W Kalendarzu Literackim na odwrocie pod dzisiejszą datą wzruszająca apostrofa do ptaszyny, jaskółeczki-polki, wędrowniczki: 
Jaskółeczko z kraju,
Co tam słychać, ptaszę?
Czy tam kują w gaju
Kosy i pałasze?
              Teofil Lenartowicz 
I co widzę? 
Dziś jest poniedziałek. 
Jutro piątek. 
A co w poniedziałek? 

Nie wybiegam. 
Poczekajmy do niedzieli.

________________________________________________________
* Bolesław Prus, Kalendarz Literacki 5.VIII.2015

**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz