wtorek, 17 marca 2015

Bombardier(z)y

**********************************************************

Gość po prawej już się ustawił do wysiadania, cały spięty, jak bokser przed pierwszym gongiem, a mnie koleżka-sąsiad przysiadł paseczek od kurtki, co zauważam nagle, a on nie, więc szarpię delikatnie, żeby mi nie zakłócił opuszczania pojazdu w stylu ostentacyjnie apatycznym, przeze mnie ulubionym, żeby mnie nie ośmieszył jakimś nagłym i mimowolnym w tył zwrotem. Ożesz. 

Do kogoś jest podobny ten od paska, ale nie wiem do kogo, chyba trochę do Gajosa, który jest – jak wiadomo – moim nowym aktorskim odkryciem, jakkolwiek to brzmi. Gajos słabo dla mnie istniał jako aktor do momentu obejrzenia Łagodnej, a teraz Body/Ciało, które utrzymuje się jeszcze na szczęście w kinowych repertuarach, czego nie można powiedzieć o Hiszpance Łukasza Barczyka, bo tę wcięło, zapadła się pod fundamenty polskich przybytków sztuki (filmowej) po tym, jak każdy, kto żyw w naszej ojczyźnie, znaczonej blizną i krwią, i kto włada klawiaturą rzucił się na Barczyka jak Korwin-Mikke na Boniego. I po wszystkim, i pozamiatane. Poprzedni film Barczyka, Italiani, był ciekawy i intrygujący, a dodatkową atrakcją był aktorski w nim udział Krzysztofa Warlikowskiego, na co dzień wybitnego reżysera. Ida wróciła na salony dopiero po Oscarze, co nie napawa optymizmem, ale i tak zawołam: Hiszpanko, wróć! Co mi szkodzi.

bombardier w styczniu plus gołębie w trakcie posiłku (babcia serwuje;) 

**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz