czwartek, 31 marca 2016

(nie) daj się rozpiścić *

**********************************************************

W 2015 przy dorocznym krojeniu wielkanocnej sałatki jarzynowej klasycznej w hurtowej ilości obejrzałam film pt. Złodzieje rowerów Vittoria De Siki, po raz pierwszy, i zrobił on na mnie duże wrażenie, o wiele większe niż filmy w rodzaju Pasji Gibsona (że dla zwiększenia efektu posłużę się takim grubym, po bandzie przykładem). 

W 2016 w tej samej sytuacji wysłuchałam koncertu, który odbył się równo rok temu, gdy kroiłam przy Złodziejach..., tj. w świąteczną sobotę 2015, w Kopalni Soli w Wieliczce w ramach festiwalu Misteria Paschalia (Marc-Antoine Charpentier i François Couperin: Leçons de ténèbres, wykonawcy: Les Talens Lyriques, dyrygent: Christophe Rousset), więc historia zatoczyła koło, choć z potknięciem fundamentalnym. Tak czy siak, z powodu tego audio, byłam w tym roku dużo bardziej skoncentrowana, żaden obraz mnie nie rozpraszał, tak że pożałowałam nawet własnego uporu, z jakim twierdziłam zawsze, że doskonałość się nie stopniuje (w związku z czym sałatka była "doskonała jak zwykle" - miły cytat). 

A propos doskonałości - miałam takie przeczucie, że dotyczy ona też gołębi. I mówię o przeczuciu z pełną premedytacją, gdyż moja ignorancja w tym temacie nie zna granic. Każe mi w sposób naiwny dziwić się za każdym razem, że gołębie mają takie krwiście czerwone stopy. A tymczasem Karol Darwin poświęcił im w swym dziele O powstawaniu gatunków cały rozdział pt. Rasy gołębi domowych, ich różnorodność i pochodzenie („W szkielecie rozmaitych ras kości twarzy niezmiernie się różnią co do swej długości, szerokości i krzywizny”). 

Są ludzie, którzy dbają o to, żeby gołębie nie tylko karmić, ale także poić. Ja poję kota, któremu codziennie, w sposób zdyscyplinowany zmieniam wodę w misce zgodnie z podstawowymi zasadami higieny, żeby była świeża, a ta mała łajza – jak się okazuje – regularnie podpija sobie z konewki, w której woda (nieświeża) stoi zazwyczaj cały tydzień (żeby się ustała – no bo kwiatki podobno to lubią).

Widzę, jak przestrzeń się kurczy po zapaleniu światła. Więc chociaż mnie ruszają szefowe kancelarii prezydenta oraz premiera, jak te mamusie muminka po błędnej stronie mocy, oczadziałe i wrzucone w tryby władzy wbrew własnej, leniwej naturze, oraz to że szef MSWiA wciągnął nawet Houellebecqa na swoje sztandary (który pięknie mu się podłożył Uległością - pozornie oczywiście, ale kto by się bawił w niuanse), chcę posiedzieć jeszcze chwilę po ciemku. 


_______________________________________________________________________
*Hasło ze spamu: Zgarnij bilet do kina i daj się rozpiścić! (literówka oryginalna)

**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz