Często w godzinach szczytu, kiedy ścisk jest tak duży, że ludzie stoją spłaszczeni, dociśnięci do wejścia korpusami jak sardynki w puszce, tramwaj nie może ruszyć, a wtedy się rozlega komunikat motorniczego: - Proszę odsunąć się od drzwi.
OK, już się odsuwam, panie odźwierny, myślę, nie mogąc się opędzić od skojarzenia z Kafką, a ściślej mówiąc z historią, jaką kapelan więzienny raczy oskarżonego Józefa K. w Procesie. Odźwierny stoi przed prawem i nie chce wpuścić do środka (mówi, że teraz nie może) przybyłego z prowincji mężczyzny, ten postanawia czekać, odźwierny daje mu stołek i wskazuje, żeby usiadł obok drzwi, więc mężczyzna siada i siedzi tak kolejne dni i lata, próbując wiele razy uzyskać od odźwiernego pozwolenie na wejście, nudzi go prośbami, aż wreszcie dziecinnieje, głuchnie, traci wzrok, starzeje się, a gdy odźwierny dostrzega, że z mężczyzną już koniec, wtedy się pochyla i wrzeszczy mu do ucha: Idę, a wejście zamykam.
Czytam zapis z 8 marca 2014:
„Obudziłam się z zawrotami głowy. (…) Nie wiem dlaczego przypomniał mi się wiersz z dzieciństwa Dziad i baba Kraszewskiego, bez przerwy powtarzałam zapamiętane fragmenty”.
Zatrważająca bajka, której nie znałam wcześniej. Znałam taką:
ścierpły mi nogi
obudziłem się
z długiego
niewygodnego
snu
w świecie czystym
świetle
nowo narodzonym
w Betlejem a może
w innym „podłym” mieście
gdzie nikt nie mordował
dzieci
ani kotów
ani żydów ani palestyńczyków
ani wody ani drzew
ani powietrza
nie było przeszłości
ani przyszłości
trzymałem za ręce
tatę i mamę
czyli Pana Boga
i było mi tak dobrze
jakby
mnie nie było
BAJKA, Tadeusz Różewicz
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz