Nie wiem, jak się przekłada masowe pożeranie czekoladowych zająców (opcja z kokardą w promocji), kurcząt i baranów przez społeczeństwo na jego własną jakość jako zbiorowości, na którą składa się również jego (tj. społeczeństwa) stosunek do przyrody, czyli do otaczającego świata, w jakim jest zanurzone ciałem, a być może także duchem.
Za to wiem, na co się przekłada język łamany w sposób jakoś taki mniej więcej: zdecydowałem się polecić wszcząć… żeby móc być zdolnym (się przeciwstawić fali itd.). Nie da się tego słuchać bez różnorakich uszczerbków na szeroko pojętym organizmie.
I wiem także, na co się przekłada język, który jest rodzajem miłosnego dyskursu, z czułym zastosowaniem takich pojęć, jak: włostek, sóweczka, włochatka, trójpalczasty dzięcioł, zagłębek, ponurek albo rozmiazg kolweński. I tak dalej. Wiedza, nadzieja, Wajrak. Oraz miłość.
Z przyrodniczej materii jeszcze to:
„Zbieraliśmy zioła, takie jak: skrzyp, podbiał, liście brzozy, sporysz i inne, suszyliśmy je, a potem Niemiec siedział przy wadze i ważył, bo każdy uczeń miał obowiązek oddać odpowiednią ilość ziół”.
dzięcioł trójpalczasty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz