Kochana Zosiu!
Jestem już w Dusznikach Zdroju, ale najpierw parę słów o Wrocławiu, do którego przyjechałem z godzinnym opóźnieniem, tak że w klinice byłem o godz. 12.0. Sekretarka miała pretensje, że przyjechałem tak późno, bo lekarz dyżurny jest tylko w godzinach rannych, ale zadzwoniła do domu doktora Olejaka, który przyjechał do kliniki.
Po zapoznaniu się z moimi wynikami badań, sam mnie jeszcze przebadał i powiedział, że jak na 7 lat po operacji serce mam dobre i wypisał mi kartę informacyjną, na podstawie której sekretarka, p. Gienia, ta sama pani, która była jeszcze za Ciebie, wypisała mi skierowanie do sanatorium w Dusznikach na 24 dni, tj. do 20 września w ramach zwolnienia lekarskiego. Odcinek zwolnienia wysłałem listem poleconym z Wrocławia.
Po zakończeniu kuracji w sanatorium nie muszę jechać na badanie kontrolne do kliniki, bo - jak oświadczył dr Olejak - nie jest mi potrzebne. (…)
Kochane moje!
Już piąty dzień jestem z dala od Was i zaczynam coraz bardziej tęsknić. (…)
Najdroższy!
Dziękuję Ci bardzo, że tak często piszesz, bo przynajmniej wtedy, kiedy czytam list od Ciebie, wydaje mi się, że jesteś blisko przy nas i listy Twoje czytam zawsze dwa razy, a trzeci raz Edytce.
Cieszę się bardzo, że serce masz w tak dobrym stanie i że trafiłeś do dobrego sanatorium. O nas się nie martw, ja będę sobie jakoś radzić, miesiąc szybko minie i znowu będziemy wszyscy razem. (…)
I tak dalej, a właściwie wciąż to samo: tęsknię, czekam, nie martw się, kochany, kochana, najdroższy, najdroższa, tatusiowi bardzo bez Was smutno.
Od kiedy zachorowało, serce taty było zawsze określane właśnie tak – że „jest w dobrym stanie” z nieodłącznym „jak na…”, relatywnie. I chyba tylko lekarze mieli pełną świadomość, co to realnie oznacza.
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz