poniedziałek, 10 marca 2014

„Tak, mam w sobie coś kobiecego… To dlatego, że moja matka była kobietą”.*

**********************************************************

I w tym sensie Rudnicki ma rację, pisząc "baba, nie chłop" o Kafce (w najnowszych Książkach, Magazynie do czytania oraz tu: Kafka udaje kota), a ja mogę przejąć pałeczkę, oceniając tak Rudnickiego: baba, nie chłop Rudnicki, ponieważ pisząc o Kafce (o  ż y c i u, nie o książkach, kto by czytał!) nie oparł się pokusie popadania w protekcjonalny tryb. Pokusa gigantyczna, fakt, i trzeba charakteru, żeby jej jednak nie ulec, kiedy się człowiek oczyta natrętnych, obsesyjnych listów Franza do Felicji Bauer, praktycznej Felicji, która okazała się adresatką nietrafioną wręcz fenomenalnie, wymagała prostej obsługi, a tymczasem trafił jej się mega wirtuoz, unikat w skali globu. 

W rezultacie, dzięki tej słabości (a słabości są domeną bab, czyż nie?) autora artykułu, zasadniczo bardzo męskiego rodzaju (aha, tytuł tekstu: Zakochany Kafka), jego czytanie idzie nam jak po maśle, jak po oleju wchłoniętym przez wonny popcorn, i śledzimy z satysfakcją, akapit po akapicie, gryząc przy tym z chichotu paznokcie, kolejne awantury, a także wybryki "n a s z e g o nieszczęsnego bohatera", "n a s z e g o zawodowego narzeczonego". "Krętacz z tego n a s z e g o Kafki!" Oj, tam, no i co wielkiego, wybaczamy mu naprawdę szczerze tę niezaprzeczalną groteskowość, gdyż potrafimy być wielkoduszni. 

Listy do Felicji są bez wątpienia traumatycznym doświadczeniem czytelniczym, czego nie można powiedzieć o innych listach Kafki, na czele z tym o myszach, za który Niemieckie Archiwum Literatury zapłaciło taką wielką kasę (96 tys. Euro), co mnie nie dziwi wcale. Myszy spod ogona ten list nie wypadł, jest doskonałym tekstem, przezabawnym (ale po kafkowsku), o wiele zabawniejszym niż wszelkie streszczenia: 

"To, co czuję wobec myszy, to oczywisty strach – pisze Kafka z hardkorowej wioski, bez zmywarki, bez odkurzacza. - Zbadanie, skąd on pochodzi, jest sprawą psychoanalityka, a ja nim nie jestem. Ma to pewnie (jak też strach przed robactwem) związek z nieoczekiwanym, nieproszonym, nieuniknionym, w pewnym sensie niemym, zawziętym, skrycie umyślnym pojawianiem się tych zwierząt, z uczuciem, że po stokroć przekopały mury wokół i czyhają tam, że zarówno poprzez należącą do nich nocną porę, jak i przez drobne rozmiary są nam tak dalekie, a przez to jeszcze mniej uchwytne. Szczególnie małość stanowi ważną część składową tego strachu, wyobrażenie na przykład, że mogłoby istnieć zwierzę, które wyglądałoby dokładnie tak jak świnia, a zatem samo w sobie pocieszne, ale byłoby małe jak szczur i wychodziło, być może sapiąc, przez dziury w podłodze – to wyobrażenie straszliwe". 

O kocie (z którym Kafka szybko zawarł gentleman agreement, bazującą na obopólnym szacunie) jest także dużo - dzięki niemu nie popada w obłęd, zyskuje pewność, że myszy nie są fantazją ("wieczorem kot przychodzi do mnie chudy, a rano wynoszony jest gruby"). 

O kozach pisze równie dowcipnie: 

"Mam się całkiem nieźle między wszystkimi tymi zwierzętami. Dziś po południu karmiłem kozy. Na moim miejscu stoi kilka krzewów, których smakowite liście są dla kóz za wysoko i dlatego obniżam kozom gałęzie. A więc te kozy – to z zewnątrz doskonałe typy żydowskie, głównie lekarze, ale przecież są też podobieństwa do adwokatów, Żydów polskich i sporadycznie także żydowskich dziewcząt. Zwłaszcza dr Mühlstein, lekarz, który się mną zajmuje, jest wśród nich często reprezentowany. Konsylium składające się z trzech żydowskich lekarzy, które dziś nakarmiłem, było ze mnie tak zadowolone, że wieczorem ledwo zechciało dać się zapędzić do dojenia. Tak to spokojnie kończą się ich i moje dni". 

Jeśli chodzi o kobiety – dwie były chyba z jego bajki, Milena Jesenska i Dora Diamant. 

Gdy okazało się, że dla przewiezienia Franza z sanatorium do kliniki w Wiedniu (gdzie stwierdzono stadium terminalne, gruźlicę krtani) dysponowano tylko otwartym autem, a na zewnątrz lało i wiało, Dora Diamant przez całą drogę stała wyprostowana w samochodzie, starając się osłonić sobą Kafkę przed pluchą. 

A Milena Jesenska (niesamowita postać) w liście do Maxa Broda tak pisała o Franku (nazywała Kafkę z czeska, Frankiem): 

"Zapewne, sprawa tak się przedstawia, że my wszyscy na pozór jesteśmy zdolni do życia, ponieważ zdarzało nam się szukać ucieczki w kłamstwie, w ślepocie, w entuzjazmie, w optymizmie, w jakimś przeświadczeniu, w pesymizmie czy czym tam jeszcze. On zaś nigdy nie szukał ucieczki w jakimś bezpiecznym azylu, w żadnym azylu. Jest absolutnie niezdolny do kłamstwa, podobnie jak nie potrafi się upić. Pozbawiony jest wszelkiego schronienia, wszelkiego przytuliska. Dlatego jest narażony na wszystko, przed czym jesteśmy chronieni. Jest jak nagi wśród odzianych. (…) Jego asceza jest absolutnie nie heroiczna – przez to jednak tym większa i wyższa. Każdy heroizm jest kłamstwem i tchórzostwem. Nie jest to człowiek, który konstruuje swą ascezę jako środek do celu, jest to człowiek, który przez swoje przerażające jasnowidztwo, przez swą czystość i niezdolność do kompromisu skazany jest na ascezę. 
(…) 
To, co się kładzie na karb nienormalności Franka, jest właśnie jego walorem. Kobiety, które spotkał, były zwykłymi kobietami, nie umiały żyć inaczej jak kobiety właśnie. Sądzę raczej, że to my wszyscy, cały świat i wszyscy ludzie, jesteśmy chorzy, on zaś jest jedynym człowiekiem zdrowym, który właściwie wszystko ujmuje i właściwie odczuwa, i jedynym człowiekiem czystym. Wiem, że broni się on nie przed ż y c i e m, ale przed tą f o r m ą  ż y c i a. Gdybym umiała zdobyć się na to, żeby pozostać z nim, mógłby żyć ze mną szczęśliwie. Ale z tego wszystkiego zdaję sobie sprawę dopiero dzisiaj. Wtedy byłam zwykłą kobietą, taką jak wszystkie kobiety na świecie, małą zmysłową samiczką. I z tego zrodził się jego lęk. Był słuszny”. 

_______________________________
*„Biseksualne tło histerii… Takie zdania Freud, sławny wiedeński psychiatra, wyciągał na zawołanie z kieszeni kamizelki. Karinthy (pisarz węgierski), który nie był freudystą, formułował to precyzyjniej: Tak, mam w sobie coś kobiecego… To dlatego, że moja matka była kobietą”. 
 Sándor Márai, Dziennik

**********************************************************

2 komentarze:

  1. O listach do Felicji na pewno warto przeczytać tekst Canettiego, ale to pewnie już Pani znane ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za tę uwagę. Czytałam Canettiego, jasne. To, co wyżej pisałam z ironią, ale o tym na pewno Pan/Pani wie:)
    i przepraszam za długi czas reakcji!

    OdpowiedzUsuń