Jeśli chodzi o Ukrainę, w skali mikro problem jest taki, że babcia zaczęła gromadzić żywność na wypadek wojny. Lodówka w funkcji piwniczki sprawdza się całkiem nieźle. Kilka dni bez kontaktu oko w oko (moje i jej) i babcia ma w szufladach zasoby jak dla armii (zbawienia raczej), nikt nie powie, że bez szału: góry marchwi, karpaty pietruszki, seler, imbir, kapuściane głowy (dwie), które wytaczam od razu, zwarte jak kule armatnie (babci broń), a następnie siekam w pacyfistycznym uniesieniu, tłumacząc babci żarliwie, że jest to słuszna destrukcja, akt wyzwolenia, twórczy, wskutek którego powstanie potrawka antywojenna, czyli jarska, niesplamiona niczyją krwią.
- Może nie będzie tak źle! – przekrzykuję skwierczący olej.
Potem poprawiam długo frotkę na srebrnej kitce.
I zostawiam na babci stole otwartego Andruchowycza:
„W listach z Ukrainy Karl-Joseph Zumbrunnen pisał: Wszystko, czego sobie życzymy, o czym myślimy i czego się spodziewamy, z pewnością nam się przydarzy. Sęk w tym, że zawsze za późno i zawsze jakoś inaczej. Tak więc, gdy stajemy z tym twarzą w twarz, nawet tego nie rozpoznajemy. Dlatego przeważnie boimy się przyszłości, boimy się podróży, dzieci, boimy się zmian. Nie umiem stawić temu czoła, ale ze wszystkich sił udaję, że się opieram. Niedawno znów zaczęto tu na dłuższy czas wyłączać światło”.
Jurij Andruchowycz, Dwanaście kręgów
_______________________
* Hryhorij Czubaj
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz