*****************************************************************
Gdy tylko usłyszałam: - Jak to nie śmiesz? Nie? Ale dlaczego? - jakoś od razu straciłam ochotę na tę rozmowę, brnięcie w nią.
- Wiem, że nie-śmiesz-nie, tyle wiem – pomyślałam i powiedziałam: - Bo nie – tonem błahym, lekceważącym, przerzucając lekkość swojego ciała w pionie, którą czułam, na lewą nogę, zaś ciężar tej rozmowy, który też odczuwałam, starając się przerzucić na stronę drugą w tym dialogu, niepokrewną, bo dlaczego bym miała właściwie brać go na siebie, skoro to nie była moja rozmowa, lecz wymuszona.
- A co z tym twoim śmiesznym weekendowym wyjazdem? – chciałam odwrócić ogonem, wszystko jedno co, byle nie kota, i nie do końca mi się to udało, gdyż właśnie w tym momencie włączył się do dialogu pan od kärchera, który przyszedł do sąsiadki z naprzeciwka wyczyścić dywan, i ona wymyśliła, że u mnie też by może wyczyścił przy okazji, ten w dużym pokoju, bo sąsiadkę mam taką, że widzi dużo więcej niż ja sama, i nie tylko na podłodze. - Jest w domu jakiś kotek? – tak rezolutnie zapytał pan od kärchera w tym momencie, rozejrzawszy się i dostrzegłszy w bród kocich bibelotów pałętających się wszędzie w funkcji dekoracyjnej, które tu pozostały, w przeciwieństwie do kotka. – Był – odpowiedziałam krótko, żeby głos nie zdążył mi się podłamać. Pan od kärchera okazał się wrażliwy i od razu zrozumiał, że kotek nie żyje. Więc wziął się do roboty, a ja chodziłam trochę za nim, ale wyszło na to, że zupełnie niepotrzebnie, bo był niesamowicie zaradny i samodzielny, o nic nie pytał, wszystko namierzał sobie sam - prąd, łazienkę, wodę itd. A ja mogłam bez przeszkód przerzucać co tam miałam w znajomej szufladce, która otworzyła mi się tymczasem w mózgu, czując jak mi rośnie w gardle gula. Gdyby gula była szklana, wszyscy mogliby zobaczyć, że w jej skład wchodzi między innymi rekonstrukcja tego wieczoru, kiedy zawiozłam Dumę do weta de facto na zarżnięcie, tyle że o tym wtedy nie wiedziałam. Gdybym wiedziała, to po pierwsze nigdy bym jej tam nie zostawiła samej, bez siebie, tylko bym z nią została. Kiedy się wie później, że wszystko, co się działo, było ostatnie, nie można nijak pojąć, że się było takim naiwnym idiotą, takim ślepcem, że się tego nie rozumiało. Teraz widzę już tylko we własnym mózgu świadome oczy Dumy, które patrzą na mnie, jak czmycham, tak jak się czmycha przed dziećmi, gdy się je zostawia pod opieką kogoś obcego, bo po prostu nie ma się innego wyjścia. Robi się to dla ich dobra. Teraz bym tego nie zrobiła. Na gulę składało się również myślenie o tym, jak bardzo byłam sfrustrowana długo przed Dumy śmiercią, sfrustrowana inaczej, nie w swoim stylu, tylko w jakiś taki skarlały, odstręczający sposób i zupełnie to było do mnie niepodobne, i że kotek być może to wyczuwał i może przez to ten rak tak szybko się rozwinął, bo tak mi wet powiedział, że to wszystko musiało się rozwinąć błyskawicznie i zajęło praktycznie od razu wszystkie organy, tak było agresywne. Więc jak sobie pomyślę, że z powodu mojej niemocy, z powodu grzebania nadziei, a także w telefonie, potem musiałam pogrzebać Dumę, to po prostu nie mogę tego znieść.
No, nieśmiesznie raczej. Raczej nie.
*****************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz