*****************************************************************
Kocham Aslana, jest w porzo, ale nie mogę udawać, że przewrotność Białej Czarownicy nie zrobiła dziś na mnie wrażenia. Kurczę, szacun. Postarała się, trzeba przyznać, w ciągu godziny zaledwie przepoczwarzając jamniki z drepczących w nurkujące, nie wydziwiając przy tym, korzystając z tradycyjnych środków.
Biało wszędzie, miękko wszędzie, zmartwychwstania dziś nie będzie (ani jutro, ani… itd.).
Moje ponure podejrzenie potwierdza kategorycznie bezdyskusyjna wyrocznia, jaką jest wszechobecna pani na tutejszych włościach, dozorczyni, której donośny głos słyszę, zbiegając po schodach, z dołu klatki: - To jest kara boska. K a r a b o s k a. Po co nam koniec świata, jak mamy… - tu się zawiesza - … wieczną zimę! – podrzucam jej frazę, nadbiegając efektownie w tym momencie. – No właśnie… - chyba ją zadowolił taki wariant.
To tyle. Day in progress.
Aha, a pan Zając dał mi dzisiaj jajka w stosownym pojemniczku, nie w papierowej torebce, i nawiązaliśmy przy tej okazji kontakt wzrokowy. Na podstawie tego doświadczenia, zaczynam nabierać podejrzeń, że pan Zając ma poczucie humoru.
*****************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz