*********************************************************
Ten Przypadek miał jastrzębi wzrok, bynajmniej nie był ślepy. No, może z lekką zadyszką po intensywnym sprincie, ponieważ generalnie był chorobliwie ruchliwy, a przy tym dość zacięty – taki był właśnie w momencie, gdy decydował o jej losie. Szła, a on krążył wokół i nie miała pojęcia, co przed chwilą zawisło w tym łagodnym, jak na styczeń, powietrzu. Jeszcze była odrębna w myślach, tak zwana nieświadoma, więc koncentrowała się na swoich ulubionych, małych obsesjach: różnych zjawiskach przyrody, to znaczy głównie na faunie typu ptaki, a także psy i koty, na miksowaniu słów (zabawnym), nieposiadaniu zamiarów (żadnych poważnych) itd. Tymczasem pan Przypadek (jej patron–życiożerca, jak nazywał siebie najchętniej), wyjąwszy bardzo sprawnie z głębi szarego płaszcza oryginalny, rzeźbiony pilnik do ludzkich paznokci, rozpoczął dość znienacka szybki, trochę zredukowany manicure, gdyż – jak się okazało - miał taką drobną słabość, że namiętnie piłował sobie szpony. Zwłaszcza wtedy, gdy był w centrum akcji, tuż przed szczęśliwym finałem. Oryginalny w ogóle był z niego typ. Sam nie lansował się nigdy, więc niektórzy twierdzili nawet, że nie istnieje (ona nie zabierała głosu w tej kwestii, która wydawała jej się czysto teoretyczna). Precyzyjnie i szybko operował pilniczkiem pan Przypadek, a kiedy doszedł do dziesiątego palca, schylił się i podniósł spory kamień. Rzucił mocno, trafiając w pobliską bramę, która jęknąwszy zgrzytliwie, otworzyła się bez oporu, ukazując dziedziniec zapełniony kocimi łbami. Wtedy popatrzył na idącą: już lustrowała wzrokiem - w poszukiwaniu sprawcy - miejsce, gdzie stał praktycznie, tyle że ona oczywiście go nie widziała. Wiedział, że zmierza w stronę, gdzie upadł kamień, więc niezręcznie jej będzie zmieniać kierunek tylko z powodu strachu, który musiał ją przecież ogarnąć w tej sytuacji. Ambitna była, co też wiedział, podobnie zresztą, jak to, że gdy znajdzie się na wysokości bramy (otwartej przez kamień, wow!), nie oprze się ciekawości, zwłaszcza że… Zresztą popatrzmy – właśnie teraz ona zerka w głąb podwórza i Przypadek wie już na sto procent, że za chwilę będzie mógł spokojnie kliknąć DONE na swojej tajnej liście. Gdyż podsunął jej także dziwny dźwięk - jakby skomlenie ciche? – które ona w tym momencie słyszy, więc rozgląda się nerwowo i, ojacie, no normalnie nikogo na widoku. Nie namyślając się dłużej, wchodzi głębiej. Nagle podskakuje. Śmieszny odgłos jakiś, jakby: klik!, wprawia ją w ten mały popłoch. Znów się rozgląda, czujnie i nagle… wielkie uff. To furtka! Tylko furtka. Głupia furtka zamknęła się sama. Tyle tylko. Normalnie jedna furtka.
A Przypadek znowu wyjął pilnik.
*********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz