*********************************************************
Widać było, że drgnęły jej brwi, więc właściwie nie można powiedzieć, że zachowała kamienną twarz. Zachowała kamienną dłoń – to na pewno. Miała ją zanurzoną w czeluściach rękawiczki zbyt dużej, prawej, z odizolowanym kciukiem, i tak jakoś fikuśnie zaplotła wewnątrz palce, brawurowo, że w momencie skierowanego do niej gestu, zastygła, jakby zniechęcona perspektywą rozplątywania ich, rozdzielania, prostowania, uruchomienia. Więc odetchnęła z ulgą, gdy vis-a-vis stojąca, zaglądająca jej w oczy postać kobieca cofnęła szybko rękę, wyciągniętą w nieokreśloną niby stronę, w nie do końca wiadomym celu, ale jednak jakby w jej kierunku. Wygrzebywanie dłoni z rękawiczkowej studni przestało być konieczne w tym momencie, tym niemniej było jasne, że wiszący w powietrzu performens dopiero się rozkręca, że duży ma potencjał ta kobieta. Wykraczała fizycznie poza objętościowe ludzkie normy, a to z powodu trudnej do ogarnięcia ilości warstw uniwersalnych ciuchów, które miała na sobie w celu stworzenia bariery – niepokonanej, ochronnej - dla wszelkiego rodzaju dzikich bestii, jak również nieprzyjaznych warunków atmosferycznych. Gdy znalazła wreszcie dobry punkt, ustawiła się tam odpowiednio i usłyszeliśmy jej mocny, trochę schrypnięty głos, który rozpoczął z energią dość hałaśliwy monolog, stylizowany wyraźnie na coś w rodzaju raportu z frontu walk historycznie bliżej nieokreślonych, lecz o dramatycznym przebiegu. Dużo tam było wykrzykników, a także twardych konstatacji oraz konstrukcji, wykorzystujących bezpośrednie zwroty do adresata (Dlatego, proszę państwa, wojna się nie zakończy. Nigdy!). Trwało to raczej długo i stawało się bełkotliwe coraz bardziej, aż przeszło w zawodzenie - szamańskie, rytualne, co było jeszcze trudniejsze do zniesienia, i już się wydawało, że ktoś rzuci w jej stronę jakiś konkretny tekst, gdy nagle ona sama przycichła, a po chwili rozległ się jej zaskakująco miękki, kołysankowy śpiew, bazujący na ogólnie znanym motywie:
a-a-a a-a-a
były sobie kotki dwa
i mocniej:
o-o-o o-o-o
było sobie kotek sto
jeszcze mocniej:
u-u-u u-u-u
było sobie kotków stu
teraz powrót do wyraźnego monologu:
którymi obrzucono kiedyś kotobojnych Egipcjan w celu wygrania z nimi bitwy, do czego doszło zresztą, to znaczy do wygrania, gdyż dominujący liczebnie Egipcjanie rozpierzchli się w popłochu z powodu tego deszczu ciskanych z pasją kotów. Zaszedł ten żenujący fakt - o wiele za daleko - w V wieku przed naszą erą, zapisawszy się w historii homo sapiens, tj. ludzkiej, ponadgenderowej, jako jeden z najbardziej obciachowych (kciuki w dół).
Było to masakryczne dictum i podziałało piorunująco. Ta z ruchomymi brwiami, poruszona w całości szokującą prawdą historyczną, jak również formą przekazu, dała tym razem radę wyprzedzić własną myśl. Rozplotła szybko palce, żeby wykonać wreszcie ten zamrożony u samego początku gest – szukała gorączkowo dwóch zeta choćby albo pięciu, mimo strachu, mimo zapachu, jak również pomimo posiadania karty miejskiej. Bardzo chciała zapłacić za tę jazdę.
*********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz