sobota, 16 lipca 2011

Pasja wg Biznesmena

*********************************************************

Pewnego dnia zaawansowany w karierze biznesmen (lakierowany metalik, silny połysk) o niezbitym statusie prezesa w gronie kilku innych prezesów, zatrzasnął za sobą drzwi ekskluzywnej, metropolitalnej toalety, przykucnął i zapłakał: "Gdzie podziało się moje dążenie do prawdy i autentyczności? Dlaczego prześladuje mnie ta ponura pasja robienia kasy i kariery! Chciałbym przestać, a ona mi nie pozwala! Tyle rzeczy mnie kusi, tyle dealów! Otaczają mnie ogrody zysków, grządki akcji, dlaczego wciąż muszę je przeczesywać, z ciągle nową goryczą w sercu! Czy moje utrudzone stopy nie zaznają spoczynku? Czy bez końca muszę ścibolić te wredne, faustowskie kapitały? Tak chciałbym nie być ciułaczem! Nie być poszukiwaczem zysków! Tak chciałbym stworzyć własną gwiazdę."
I płakał nasz biznesmen tak skutecznie, że jego szczery szloch wpadł w ucho Komerchusa BizToka, najjaśniejszego eksperta, dedykowanego do obsługi przybrudzonych, złamanych Ziemian w randze prezesów. I Komerchus po prostu się wzruszył. Na pomocniczym wallboardzie wyświetlił napomnienie: głodnego nakarm, spragnionego napój, nagiego przyodziej itd. i oczywiście - co dotyczyło ściśle tej sytuacji - zbrukanemu udostępnij przestrzeń zmywarki. Następnie, nie marnując czasu, chwycił metalika za kołnierz, wyszarpnął z toalety, wrzucił sprawnie do wnętrza zmywarki, nastawiając odpowiedni program, i czekał. Po zakończeniu seansu spodziewał się wypuścić koleżkę lżejszego o parę pętli, bardziej wyzwolonego. Z ciekawością otwierał zmywarkę po zapaleniu się światełka, ale niewiele zobaczył, bo drzwiczki, pchnięte od środka z powalającym impetem, trafiły go prosto w twarz (pierwszy stopień do piekła ta ciekawość - jednak). Zaawansowany w karierze biznesmen (lakierowany metalik, silny połysk) o niezbitym statusie prezesa w gronie kilku innych prezesów, wyszedł z maszyny żwawo, głośnym pogwizdywaniem akcentując, że ta idiotyczna sytuacja w żadnym razie go nie dotknęła i w zasadzie w ogóle go nie dotyczy. Następnie, wypatrzywszy w dole z wielką ulgą znajomy i tłumny parkiet (giełdowy oczywiście, no bo jaki!), za którym stęsknił się już tak boleśnie, wykonał lamparci skok tamże, obiecując sobie w błogim locie, co następuje: "Nigdy nie będę szukał nauczyciela ani mistrza, który by mi cokolwiek przewartościowywał, nie będę szukał gwiazd, a z szeroko pojętych papierów będę czytał tylko wartościowe. Tak mi dopomóż, Komerchusie BizToku miłosierny i nie bądź sklerotykiem, zapamiętaj!" Potem - pac! - wylądował na parkiecie. W tym samym czasie Komerchus zaklejał sobie plastrem rozbity nos.

*********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz