Rowerzysta wjeżdża znienacka w kałużę gorącej wody, dwa piętra bloku znikają, też znienacka, wbite w ziemię, smutne psy zabitego kaprala z Ottawy wciąż czekają na swojego pana, a mimo to Witkacy musiał mieć niewątpliwie mózg działający level abstrakcji wyżej niż przeciętnie, lub dwa nawet, skoro nie czekając na dalszy ciąg dał radę sam się obsłużyć osiemnastego września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego, bez zwłoki i dodatkowych atrakcji.
Najpierw się podniecamy tekstami ze staropolskiej chrestomatii (weźmi łoj cielęcy a mozg z wilczego gnata, a mozg psi, mozg kotczy, a sadło niedźwiedzie oraz wilcze łajno, zetrzy-ż je z winem, uczyńże z siarką itp.), a potem kiedy zbrodniarz łapie w końcu za krawiecką kredę i zaczyna rysować na nas kieszenie oraz inne detale stroju, drzemy się „Pomocy!” poprzez knebel, a także: „Jezu, miałem takie cudowne życie, gwiazdorstwo, kasa, wyjazdy, spanie do której się chce, brylowanie od wiosny do jesieni nad morzem, sto par butów, czytanie sobie w łóżku, kiedy inni zapierdalają w firmach, ja nie chcę umierać!” (Michał Witkowski, Zbrodniarz i dziewczyna).
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz