środa, 22 października 2014

gwałtowne niebo zachodu przygniata zduszony krajobraz

**********************************************************

Jest dwudziesty trzeci czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku, zbliża się godzina ósma wieczór. 

Przed rozłożonym puzzlem siedzi Bartlebooth – łysy, do kości niemal wychudzony starzec o woskowej cerze i zagasłych oczach, ubrany w spłowiały, przepasany szarym sznurem szlafrok z niebieskiej niegdyś wełny. Jego stopy, obute w kapcie z koźlej skórki, spoczywają na jedwabnym dywanie o wystrzępionych brzegach; głowę ma leciutko odchyloną do tyłu; usta na wpół otwarte; prawą dłoń zaciska kurczowo na poręczy fotela; w lewej ręce, która spoczywa na stole w nienaturalnej pozycji, wykręcona do ostatecznych nieomal granic, trzyma pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym ostatnią cząstkę układanki. 

Jest dwudziesty trzeci czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku, już za moment będzie ósma wieczór. Bartlebooth, siedząc nad swym puzzlem, właśnie zmarł. Na kryjącym stół płótnie, w mrocznym niebie zachodu czterysta trzydziestej dziewiątej akwareli, czernieje miejsce na ostatni brakujący fragment: niemal doskonałe X. Ale cząstka, na której zmarły zacisnął swe palce, ma – co dawno już dało się przewidzieć – szyderczy kształt W.

Tak wyglądałaby akwarela nr 439, namalowana przed laty przez Bartlebootha, przedstawiająca niewielki port w Dardanelach, położony w pobliżu ujścia rzeki, którą starożytni nazywali Meandros – Meander, gdyby została poddana kąpieli w specjalnym rozpuszczalniku, do czego jednak nie doszło, nie tylko z powodu „W”.

**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz