*****************************************************************
- Jak to mówią, do następnego razu – rzekł pan Józek w piątek na pożegnanie, a ja potraktowałam ten tekst sentencjonalnie raczej, niekonkretnie, uznając wprawdzie jego kasandryczno-prowokującą wymowę za całkiem uzasadnioną, gdyż jak ogólnie wiadomo spłuczki, a także inne tego typu wc diwajsy co jakiś czas się sypią, a pan Józek jest hydraulikiem, no ale bez przesady – jednak – żeby pod tym "następnym" mieć od razu na myśli jakąś konkretną datę, co dopiero "następny dzień"! A tymczasem pan Józek-profeta, co przyszło mi do głowy, ale później, operował pojęciem czasu w sposób jednak odmienny od mojego, pragmatyczny, który przystawał ściśle do wykonywanego przez niego zawodu - siekał go mianowicie, to znaczy czas, na przybliżone przedziały powiązane z życiem i śmiercią oporządzanych przez niego przedmiotów, to zaś przekładało się zwykle na bank (jednak!) na określone daty, nawet godziny, w kalendarzu stosowanym powszechnie w ramach UE. Więc pan Józek wiedział po prostu, co mówi i wcale go nie zdziwił mój niedzielny telefon oraz to, że już w poniedziałek musiałam pomykać rączo po pracy na następny toaletowy seans, odpływowy tym razem, z panem Józkiem, nie wykasandrzony przez niego bynajmniej, lecz logicznie wyprognozowany.
Pomykając, myślałam o tym, że mój czasowy rozmach - stąd do wieczności - był jednak dość dziecinny i na pewno z lekka by pana Józka zdegustował. Jak również o tym, że nie zetknąwszy się z Kantem, nie może być pan Józek zwykłym kanciarzem przecież. No chyba nie.
Balansując w neutralnym miejskim tłumie, o uszach oraz nosach sterczących standardowo, a także pomiędzy obcasami wyłażącymi spod kawiarnianych stolików, docieram do łazienki, będąc w nastroju przedsiębiorczym, a nawet awanturniczym, co pan Józek wyczuwa natychmiast i respektuje. Wypowiadam się ekspresyjnie, patrząc panu Józkowi prosto w czoło, na temat takich mniej więcej zagadnień, jak wolność wyboru w życiu, która dotyczy również wyboru hydraulików oraz częstotliwości ich wizyt. Następnie roztaczam przed nim dwie prosto skontrastowane wizje: 1) życie w piekle nagminnie wysiadających dolnopłuków oraz zbyt często puszczających uszczelek, 2) życie w szczelnym, dyskretnym otoczeniu sporadycznie cieknących rur i od święta zatkanych odpływów. Które uważa on sam za bardziej znośne? Pan Józek dokonuje trafnego wyboru. Żegnamy się sympatycznie, bez kasandrzenia, demonstrując sobie wzajemny szacun.
A teraz siedzę i "szukam uśrednionego kosztu tego dnia", jak powiedział wczoraj do klienta pewien konsultant od aplikacji biznesowych. No żartuję! Jeśli czegoś szukam, to na pewno nie jest to uśrednione.
*****************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz