*********************************************************
Gdy płonie Moskwa, podpalona przez napoleońskich żołnierzy, a przerażeni uciekinierzy, wisząc u okien, patrzą z oddali na ten pogrom, Natasza Rostowa nawet nie zerka w tym kierunku. Obok płonie w gorączce książę Andrzej. Dogorywająca widowiskowo Moskwa nie ma szans. Jest dla Nataszy niczym wobec konającego w półmroku Andrzeja Bołkońskiego. W punkcie dojścia powieści ta sama/nie ta sama Natasza spotyka odmienionego przez podobne doświadczenia Pierre'a. Nie wiemy, co będzie dalej.
Kiedy w Pokoju z widokiem na oczach głównej bohaterki ginie człowiek - w konwulsjach, zalewając się krwią - próbuje ona zbagatelizować ten fakt, desperacko czyści sobie pamięć. Okazuje się jednak, że jest ktoś - współświadek zdarzenia - kto potrafi zaprzeczyć jej staraniom, przyznać temu przeżyciu właściwą, prawdziwą rangę: - Na naszych oczach rozegrała się tragedia - mówi George. - Ja nie jestem już taki sam, jak przed nią, i ty nie jesteś taka sama.
- O, kurczę, wieki całe! W ogóle się nie zmieniłaś! - słyszę zewsząd przy każdym spotkaniu po co najmniej rocznym niewidzeniu. Oczywiście wiem, że to konwencja, ale i tak mam ochotę odpowiedzieć: - Ty też, kurczę. I to nie jest komplement.
*********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz