czwartek, 16 lipca 2009

W rzęsistym deszczu ognia wrzeszczą świerszcze

*********************************************************

"Splątany gąszcz traw, chwastów, zielska i bodiaków buzuje w ogniu popołudnia. Huczy rojowiskiem much popołudniowa drzemka ogrodu. Złote ściernisko krzyczy w słońcu jak ruda szarańcza; w rzęsistym deszczu ognia wrzeszczą świerszcze."

Lato w fazie totalnego rozpasania. Wielka nadprodukcja, przerost. Nadmiar, który ujarzmia wyobraźnię.
Ta parująca wybujałość nieuchronnie kojarzy mi się z Schulzem (pisałam już o tym - tutaj). Wprawdzie Schulzowy Sierpień (lipiec też może być;) dzieje się na prowincji, a wielkomiejski skwar to jednak trochę inna bajka, ale upał doświadczany w mieście też ma swój kontrowersyjny wymiar. Zwłaszcza gdy dotyka w niewielkim stopniu, bo kawał dnia spędza się w klimatyzowanej kapsule, z której wychodzi się dopiero przed wieczorem do nabrzmiałego od żaru, prawie równie sztucznego świata - na zewnątrz. Potem wsiada się do nagrzanego tramwaju, w którym widzi się przytępione, omdlałe twarze, nieruchomy wzrok, ospałe spojrzenia, całkowite zwolnienie obrotów. Głowy wymiecione z myśli gorącymi podmuchami żaru.
Ma się wtedy dziką ochotę uratować zmuloną dramaturgię, rozłażącą się na wszystkie strony, i wydyszeć błagalnie do zgromadzonych tam, dogorywających aktorów (którymi, jak wiadomo, jesteśmy wszyscy - "świat jest teatrem, aktorami ludzie", William Shakespeare;), najlepiej desperacko, żeby zrobić jakie takie wrażenie:
- Proszę, żebyście nie przerywali spektaklu, żebyście grali dalej.
To moja ulubiona kwestia z "Braci Karamazow" wg Zelenki. Ciągle łazi mi po głowie. Jest kluczowa. Z pozoru niewinna, pozytywna, ale prowadzi do tragicznego finału. Aktorzy grają dalej (Dostojewskiego), nie mając pojęcia, jaką siłę może mieć ich spektakl, jeśli trafi na odpowiedni grunt, odpowiednie życiowe okoliczności. Że zyskuje wtedy taką moc, jak religia, misterium, które może skończyć się ofiarą. Bo żeby osiągnąć niemożliwe, człowiek zwraca się zwykle do Boga. Czasem jednak zwraca się w stronę sztuki. I bywa, że znajduje w niej wybawienie.
Jeszcze raz polecam film.

*********************************************************

5 komentarzy:

  1. A ja tego lata jestem w Afryce za sprawą jednego Poznaniaka, który przez pięć lat wędrował po tym kontynencie. Bardzo plastycznie opisał on schyłek tamtejszego rdzennego "teatru". Był on prawdziwie inny od narzuconego "cywilizowanego" porządku. Pisze o tym w baaardzo :) luźnym nawiązaniu do wątku tramwajowego i zawieszenia jakie tam następuje. W opisach Nowaka, który podróżował w latach 30'tych, taki letarg to główny element afrykańskiej (nie)doli. Nurtuje mnie strasznie co z tej pierwotności wraca w nowa siłą w naszych czasach i naszej szerokości geograficznej. W tej chwili, pewnie za sprawa lektury, mam nieodparte wrażenie, że cywilizacja wykonała zwrot i to samo zawieszenie, przy zapewnieniu odpowiedniego poziomu wygody (sic!), jawi się jako raj utracony do którego dążymy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałem dodać:
    Albo mi się tylko tak wydaje i może zawsze tak to było?

    OdpowiedzUsuń
  3. O! idealne skojarzenie w tym kontekście:) Nie tylko afrykański teatr, ale w ogóle - Afryka. Nowaka chętnie bym poczytała. A letarg, o którym piszesz pamiętam z "Hebanu" Kapuścińskiego. Nasza zwariowana cywilizacja rozpędziła się tak absurdalnie, że - prawem kontrastu - spędzenie dnia na siedzeniu w kucki i gapieniu się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni wydaje się szczytem marzeń (lub czymś całkiem bezsensownym, podczas gdy w gruncie rzeczy może mieć większy sens niż wielogodzinne, nieruchome gapienie się w ogłupiający telewizor;) A poważnie - myślę, że coś w tym jest. Doszliśmy (en masse) do fazy paradoksalnej - wobec totalnej nadprodukcji dóbr (i potrzeb) materialnych gwałtownie spada nasza skłonność do podejmowania wysiłków "wyższego rzędu" (intelektualnych, duchowych). Ta redukcja kojarzy się wprawdzie ze stanem pierwotnym, ale obawiam się, że wszelkie tego rodzaju nawiązania możliwe są już tylko w karykaturalnym wydaniu (zawieszenie w komforcie;) Z pierwotnej naturalności, kojarzącej się z rajem, nie zostało już chyba nic poza tęsknotą i trendami w sztuce.

    OdpowiedzUsuń
  4. W rzeczy samej! Hiper-nadprodukcja właśnie odróżnia nas od przodków tak mocno, a dodając do tego praktycznie zatraconą dziś bezkrytyczną wiarę w Absolut trzeba przyznać, że jest czego im zazdrościć.
    I tak oto tramwajem dojechaliśmy do ...

    OdpowiedzUsuń
  5. ...pętli całkiem elementarnej. Fajnie:)

    OdpowiedzUsuń