********************************************************
Przechodnie, brodząc w złocie, mieli oczy zmrużone od blasku, jakby zalepione miodem.
To z Schulza (ale nie całkiem dosłownie, jakoś tak).
Tak to właśnie dziś wyglądało:
dzień jak zwykle przy sztucznym świetle. Za to powrót w słonecznym szale, słonecznymi stronami ulic. I do tego ruchliwe cienie, załamane dość bezlitośnie na fasadach mijanych kamienic (czy Schulz byłby zadowolony z tej stylizacji?;)
U Schulza jest wprawdzie sierpień, ale myślę, że już można odtrąbić (dlaczego nie odskrzypieć?) uroczysty początek sezonu. Bo ewidentnie już się zaczął. Sezon zmrużonych oczu. Rozedrgany od słonecznego światła i zakłamywany gorliwie przez ciemny, przeciwsłoneczny biznes (okularowy oczywiście).
Fajny czas.
No i nie mogło mi się nie skojarzyć. Jest taka scena w Zmruż oczy Jakimowskiego. Końcowo-kluczowa ("tytułowa"). Kiedy główny bohater (nauczyciel-guru dla wioski) tłumaczy rozżalonej Małej (która czuje się zdradzona i oszukana, ponieważ on zdecydował się wyjechać na drugi koniec Polski), że bynajmniej nie znika z jej życia. Że skoro już się w nim pojawił, wpisał się w nie na zawsze. "Zmruż oczy. Wtedy zobaczysz, że za tydzień też będę tu z tobą siedział, tylko będę trochę bledszy" - mówi (mniej więcej).
Jasne. Bo ważny jest sens, jaki mają rzeczy i zdarzenia.
*********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz