poniedziałek, 20 listopada 2017

bieda autorowi!

**********************************************************

Wiem, że istnieją ludzie o wrażliwości mamutów, ale nie zmienia to faktu, że za każdym razem, kiedy dostaję dowód na ich występowanie w przyrodzie tuż za winklem, mam ochotę zebrać się i wyjść. Tyle że to nie kino. A wystarczyłoby przecież - patrząc na kruka na przykład, który drapie się łapą całkiem jak pies, lub na psa, na którego kurtka z zeszłego sezonu jest przyciasna, całkiem jak na jego ludzkiego towarzysza, ledwo mu się dopina na brzuchu – przyjąć do wiadomości, że mieszkamy wszyscy razem na jednej planecie. 

Coraz zimniej, coraz ciemniej… nareszcie! jak mówi copywriter w pewnej reklamie. Przynajmniej mniej nachalnie widać, jak się zmieniamy w zbiorowisko długowiecznych idiotów. 

W tej przykrej sytuacji siedzenie „w Gombrowiczu” działa jak antidotum. Ściślej rzecz ujmując, zapoznawanie się z tym, co ma do powiedzenia na temat Gombrowicza Klementyna Suchanow, jego biografka. Że nie każdy autor biografii staje się automatycznie biografem danej postaci, to jest jasna sprawa. Można nawet, jak sądzę, zaryzykować stwierdzenie, że prawdziwych biografów jest wśród autorów biografii bardzo mało. Więc tym większe halo. Bo Klementyna Suchanow jest biografką Witolda bez dwóch zdań. Przeorała, przeżyła, doświadczyła, wywąchała, wydobyła, wygrzebała, skojarzyła, powiązała, usystematyzowała, rozłożyła akcenty. Ogarnęła wszystko. 

A ja mogę chichotać, że kuzyn Gucio Kotkowski miał jako agent wywiadu ksywkę zaskakującą - Myszkowski, ale generalnie robi na mnie to wszystko duże wrażenie. Jestem w drugim tomie. Wciąż siedzę w Argentynie i nie wybieram się jeszcze do Europy. Długo jeszcze nie. Dopiero co powstała „Kultura” Jerzego Giedroycia. Ale Gombrowicz napisał już Trans-Atlantyk i wysłał maszynopis Marii Kuncewiczowej do Londynu, która „zaśmiewa się podczas lektury” do łez, ale ostrzega Gombrowicza, że „całość jest dla rodaków na obczyźnie, zarówno, jak i dla państwotwórczych wzniosłych mrówek warszawskich – absolutnie nie do strawienia”. Takie rzeczy – pisze do Witolda - „trzeba odkładać na potem, kiedy modele wymrą […] Oczywiście można nie odkładać, ale wtenczas bieda! bieda autorowi! […] Doprawdy wszystko zdaje się wskazywać, że jest pan geniuszem [..]. Dziatki będą się kiedyś uczyły na klasyku Gombrowiczu”. (Klementyna Suchanow, Gombrowicz. Ja, geniusz, Czarne 2017). Jasne, kiedyś może znów.

Transatlantyk Chrobry 

**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz