Dziś będzie o realu, czyli rzeczywistości niewirtualnej, ale jednak takiej, która wymaga dodatkowych przymiotników. Jeśli uznać, że jest to przestrzeń w jakiś sposób zorganizowana, w jakiej coś się rozgrywa, coś się dzieje, to żeby ją opisać, wyobraźmy sobie matrioszkę, taką rosyjską zabawkę, która składa się z drewnianych, wydrążonych w środku lalek, włożonych jedna w drugą. Największa to jest Wszechświat, potem Układ Słoneczny, potem Ziemia, potem kontynenty i tak dalej aż do skali mikro. Za najmniejsze w tym układzie uznajmy pojedyncze gospodarstwo domowe.
Jeśli o nie zresztą chodzi jako o przestrzeń własną, mimo że zagrzebaną pod górami lalek-matek, z wydzieloną pulą tlenu, najciaśniejszą i najbliższą ciału jak koszula, moją, indywidualną, to mogę ją opisać bardzo krótko i esencjonalnie, wyłuskując jej aktualną dominantę, którą jest bez wątpienia kwitnące w jej obrębie cwaniactwo w żywe oczy, na potęgę (dokładnie od chwili, gdy pojawiła się w jej granicach pewna kocia siuśmajtka-rzezimieszka o łotrzykowskim wnętrzu) oraz cecha druga: niewystępowanie, tj. BRAK kaznodziejstwa, które tu NIE kwitnie w najmniejszym stopniu nawet (i to też od chwili, kiedy wyszło, że czasownik „kazać” ani w znaczeniu polecić [komuś, żeby coś zrobił], ani w znaczeniu dawnym: wygłosić kazanie nie ma tu zastosowania ani sensu).
Inaczej jest z matrioszką, w której siedzę, będąc gospodarstwem, która mnie pochłania, i to o nią zasadniczo chodzi. O jej opis, o jej uproszczoną z konieczności, lecz dającą trafny obraz mimo to, charakterystykę. Nosi ona nazwę: państwo Polska, które tkwi z kolei w Europie i tak dalej, i którego plagą, bo trudno to definiować neutralnie, stało się ostatnimi czasy k a z n o d z i e j s t w o w najgorszym wydaniu, na najwyższym szczeblu państwowym, kaznodziejstwo horrendalne, na niespotykaną dotąd skalę, co jest aż fascynujące, ponieważ urzędnicy najwyżsi rangą w państwie posługują się aktualnie już wyłącznie, już zawsze i wszędzie językiem kiepskich kazań. Oczywiście, w formie hybrydowej, jednak z rażącą przewagą tego drugiego z dwóch znaczeń, jakie podaje słownik języka polskiego PWN (kazanie: 1. przemówienie wygłaszane przez duchownego do wiernych w czasie nabożeństwa; też: napisany tekst tego przemówienia 2. długie i nudne moralizowanie). Nie da się tego strawić. Największą kością w gardle pozostaje nadal hipokryzja.
Więc nie mają ci państwowi wygłaszacze kiepskich kazań żadnych szans na gromadzenie takich tłumów, jak John Donne na przykład, nie tylko poeta, ale też genialny kaznodzieja, na którego słuchanie schodziła się w katedrze św. Pawła, a nawet zjeżdżała, masa obywateli, cały ówczesny (XVII wiek) Londyn, i który mówił ludziom, że żyją na huśtawce, i to nie między ziemią a niebem, lecz pomiędzy życiem i śmiercią. I szanował swoich słuchaczy – zakładał nieustająco, że zwraca się do ludzi myślących i ciekawych świata. Nie wspominał nic o tym, że trzeba żyć w okopach, w separacji od reszty i z paralizatorem pod ręką.
Kazanie to nie dialog. Kazanie to monolog z założenia, więc jeśli tak się składa, że nie ma czego słuchać, pozostaje tylko głuche nic.
Jak tu gadać? Kiedy Angela Merkel przyjechała do Polski, kierowała się logiką odpowiedzialności trochę szerszej niż narodowa i nie jechała na pewno słuchać kazań. Przyjęła mężną postawę, o której pisze Kafka (proroczo jak zawsze!), ale wyszło na to, że chcąc desperacko wspiąć się w górę, na szczyty dialogu, trafiła na ambonę, co zresztą szybko sama zauważyła i dała sobie spokój – po co leźć na ambonę, skoro jest to platforma antydialogowa z natury. Merkel myślała zatem Kafką i okazało się, że naiwnie:
„Jeżeli zatem nie znajdziesz tu nic na korytarzach, otwórz drzwi, ale jeśli za drzwiami nic nie znajdziesz, nie ma nieszczęścia, wejdź na nowe schody. Dopóki nie przestaniesz wchodzić, dopóty nie kończą się stopnie, pod twoimi wspinającymi się nogami wciąż rosną w górę”.Franz Kafka, Obrońcy, tłum. Roman Karst w: Franz Kafka, Opowieści i przypowieści, PIW 2016
A propos ambony – za chwilę będzie w kinach Pokot Agnieszki Holland, film, z którym kaznodzieje będą mieli zapewne wielki problem, co pokazała już reakcja jednego z nich, aktualnego korespondenta polskiego TVP w Niemczech. Znowu chce się i śmiać, i płakać.
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz