niedziela, 3 lipca 2016

Przez te okna, panie, Helunia nabrała ciekawości do abecadła

**********************************************************

A gołębie byczą się w trawie, czekając na posiłek, który im w końcu dostarczam w postaci babcinych chlebowych skórek. Dostarczam w pośpiechu. 

Jak się spieszę i wpadam w biegochód, pomykając tymi tutaj swoimi opłotkami, malowniczymi zresztą, nie z własnej woli oczywiście, tylko z przymusu, jaki nakłada na mnie wakacyjny rozkład jazdy mpk, to myli mi się często do których psów po drodze cmokam, a do których nie, ponieważ tego nie lubią, i powoduję chaos w okolicznych zagrodach, bo wtedy te, co nie lubią, zaczynają szczekać na to moje debilne cmokanie i po ptakach. Ostatni raz! przysięgam sobie w duchu. 

A póki co dobiegam do środka lokomocji i mam nadzieję poczuć trochę wiatru we włosach, kiedy pojazd ruszy, ale gdzie tam, pozamykane wszystko na sześć spustów, w powietrzu siekiera, i nie próbuj nawet sięgać do okiennego dynksa, nieszczęsny użytkowniku, żeby cokolwiek rozszczelnić, bo zaraz cię przymiażdżą oburzone, karcące spojrzenia. Bolesław Prus wykreował panią Misiewiczową, matkę pięknej pani Stawskiej, na prawdziwą heroinę, każąc jej wypowiedzieć tekst zaiste bohaterski w ustach słowiańskiej mieszczki: Ja się cugów nie boję, a imaginuj sobie pan, że mam w tym wielką przyjemność! 

No więc zamykam oczy i wyobrażam sobie byczą plażę, na której wykonuję seryjne babki z piasku, wypowiadając nad każdą niezawodne zaklęcie: babko, babko zrób mi się, bo jak mi się nie zrobisz, to ci nie dam chleba z masłem. 

Wreszcie wysiadam, unikając zwinnie potrącenia przez jakiś dziki tramwaj, galopujący po szynach z naprzeciwka jakby był co najmniej TGV. 

Potem się przesiadam i nagle zauważam wybałuszone oczy kota Garfielda na szybie, wtedy myślę sobie: no, no, niby ludzie odnoszą się do siebie jak drapieżniki, które trzeba trzymać w państwach-klatkach, a tu proszę, Garfield na szybie Krakowiaka. Ale trudno mi w to uwierzyć jakoś, bo wprawdzie żyjemy w kraju cudownych metafor, ale jednak bez przesady, więc przyglądam się bliżej i wtedy dostrzegam, że to są pawie pióra w liczbie trzy od krakowskiej czapki ułożone w kota Garfielda dużego i kawałek małego, wyglądającego zza dużego. 

Koniec trasy. Docieram do babci, która mówi: oglądałaś mecz? Powiedz, po co oni tak gonią za tą piłką, skoro tamci im ją i tak od razu odbierają? A spoceni wszyscy jak myszy. 


**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz