Nie siedziałam za kierownicą, więc mogłam rejestrować obrazki, które się przewijały za szybą i które znam na pamięć, odliczać, czy się zgadza treść i forma, aż prawie usłyszałam brzęk kluczy i stukot zastawki, dwa odgłosy z poziomu klatki piersiowej mniej więcej, które zawsze kojarzyły mi się tatą. Tu jeździliśmy na motorze. Wrzucałam biegi tak, że przednie koło stawało dęba, tata wołał, że w końcu go zgubię, ale trzymał się mocno. Lasy, grzyby, liście, dzięcioł w czerwonym berecie. Potem magia ciemni w łazience, wywoływanie zdjęć. To ty mi opowiadałaś, jak staliście kiedyś z tatą na przystanku autobusowym i jakiś dzieciak zaaferowany plączącymi się po chodniku gołębiami miał wielką potrzebę podzielenia się z kimś tą fascynującą obserwacją, ale opiekunka nie była zainteresowana i nagle mały wyhaczył z tłumu naszego tatę. – Prosę pana, gołąbek! – zwrócił się radośnie wprost do niego, no i dobrze trafił, mądrala. – Prosę panaaa, a co pan robi? – nudzili go bez końca moi koledzy na podwórku, bo tata zawsze robił coś ciekawego w garażu. Miał rzeszę wyznawców.
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz