Zwraca uwagę w Papuszy motyw miłości do koni. "My z koniami od dziecka i przez to konie się lubi jak własne dzieci"(A. Kuźniak, Papusza). Robi wrażenie opowieść, jak głód zmusił Cyganów do zjadania w czasie wojny końskich ciał. "Zgnite, co w błocie nawet trzy tygodnie leżeli. To wtedy było drogocenne mięso". Zjedzenie mięsa konia jest w tradycji cygańskiej magerdo, "największym przekleństwem", hańbi Cygana na zawsze. Gotowali więc to mięso i płakali, bo "Cygan konia lubi do wozu, do lasu pojechać, na wycieczkę, nie do garnka".
Na szczęście Szero Rom, cygański sędzia, ogłosił potem amnestię ("za te konie, co my je jedli we wojnę", powie Papusza). "Wybaczył. Można było żyć dalej".
A jednocześnie Cyganie, żeby na koniach zarobić – na tych ważnych, nietykalnych konikach ("Cygan zawsze na koniach zarobi") – bez jakichkolwiek skrupułów, bez oporu choćby najmniejszego, robią rzeczy zupełnie koszmarne: zadają koniom ból, przysparzają im cierpień, krzywdzą, żeby tylko lepiej sprzedać! Podkarmiają niegaszonym wapnem. Gdy kuleje, ranią w drugą nogę - bolą obie, wtedy koń paradoksalnie chodzi równo, oczywiście niezbyt długo. Poją denaturatem (jeśli jest narowisty). I tak dalej. Sporo tych patentów. Co nie brudzą. Najważniejsze, żeby nie zjeść.
**********************************************************