piątek, 27 grudnia 2013

Psowi nie zrobię krzywdy, kotku nie zrobię krzywdy… a na koniku zarobię

**********************************************************

Zwraca uwagę w Papuszy motyw miłości do koni. "My z koniami od dziecka i przez to konie się lubi jak własne dzieci"(A. Kuźniak, Papusza). Robi wrażenie opowieść, jak głód zmusił Cyganów do zjadania w czasie wojny końskich ciał. "Zgnite, co w błocie nawet trzy tygodnie leżeli. To wtedy było drogocenne mięso". Zjedzenie mięsa konia jest w tradycji cygańskiej magerdo, "największym przekleństwem", hańbi Cygana na zawsze. Gotowali więc to mięso i płakali, bo "Cygan konia lubi do wozu, do lasu pojechać, na wycieczkę, nie do garnka". 

Na szczęście Szero Rom, cygański sędzia, ogłosił potem amnestię ("za te konie, co my je jedli we wojnę", powie Papusza). "Wybaczył. Można było żyć dalej". 

A jednocześnie Cyganie, żeby na koniach zarobić – na tych ważnych, nietykalnych konikach ("Cygan zawsze na koniach zarobi") – bez jakichkolwiek skrupułów, bez oporu choćby najmniejszego, robią rzeczy zupełnie koszmarne: zadają koniom ból, przysparzają im cierpień, krzywdzą, żeby tylko lepiej sprzedać! Podkarmiają niegaszonym wapnem. Gdy kuleje, ranią w drugą nogę - bolą obie, wtedy koń paradoksalnie chodzi równo, oczywiście niezbyt długo. Poją denaturatem (jeśli jest narowisty). I tak dalej. Sporo tych patentów. Co nie brudzą. Najważniejsze, żeby nie zjeść.



**********************************************************

czwartek, 26 grudnia 2013

Zdębiałbyś, gdyby z nieba zszedł wóz, żeby mnie zabrać

**********************************************************

"Protestuję z całym narodem cygańskim na zarządzenie o przymusowym osiedlaniu Cyganów. Protest uzasadniam tym, że ustawa o przymusowym osiedlaniu Cyganów jest dla narodu cygańskiego niehumanitarna. Przymusem osiedleni Cyganie stracili zarobek i stali się nędzarzami. […] Cyganie osiedleni przymusem nie pracują i wszystkie porzucili pracę jako protest, żyją z żebractwa. […] Wrodzony instynkt włóczęgowski oraz tęsknota za wolnością, za taborem, lasem, to wszystko wpływa, że Cyganie załamali się, ogarnęła ich apatia, stali się gnuśni. Niektóre rodziny tak się przejmują, że melancholię gaszą tylko alkoholem. Całe rodziny piją, używają narkotyki, chorują na nostalgię. Tęsknota u nich jest tak silna jak u Indian, co też wyginęli prawie. […] Cyganie zdają sobie sprawę, że w cywilizacji i w socjalizmie nie mogą tak koczować. Nie są wrogami ustroju socjalistycznego, chcą tylko żyć wolni, utrzymać swój folklor, pracować tak, jak lubią, i móc wyjeżdżać za granicę. Nie chcą siedzieć w klatkach i obozach koncentracyjnych – pisał młody Cygan w 1969 roku do KC PZPR w Polsce.”
Angelika Kużniak, Papusza 

A Papusza, cygańska poetka, pewnie znowu spoglądała w górę, tak jak wtedy, kiedy ogłaszali wojnę. "Ja patrzyła w niebo, bo dyszel u Cygańskiego wozu składa się z gwiazd trzech, stale jednakowo. Wtedy przebawiło się na pięć. A im więcej się gwiazd u dyszla pokazuje, tym więcej zagłady na Cyganów."


**********************************************************

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Inny rodzaj wolności

**********************************************************

Jesteśmy Pinokiami, w każdym razie często-gęsto. I dobrze wiem, dlaczego to dziwne skojarzenie (z Pinokiem), które mnie jednak naszło przy czytaniu Ciorana (O niedogodności narodzin) i którego niestosowność biorę niniejszym na klatę, czemu nie. 

Chodzi o refreniczność dramatycznego szlochu, jaki się wydobywał z głębi zdrewniałych trzewi tragikomicznego pajacyka, ilekroć się wpakował w kolejną przykrą opresję, z powodu własnej głupoty, oczywiście: 

- Gdybym mógł się urodzić na nowo! – łkał povero, wkurzające poplątanie nienajgorszych intencji i złych skutków, niekończąca się (chyba że wraz z życiem) niedojrzałość. Ten Pinokio! Ci ludzie! My ludzie! 

U Ciorana refren jest taki: 

"Bezustannie przywoływać świat, w którym nic jeszcze nie splamiło się narodzinami; w którym przeczuwaliśmy świadomość, nie pragnąc jej, w którym tarzając się w potencjalności, czerpaliśmy rozkosz z pustej pełni Ja sprzed zaistnienia Ja… 

N i e  z a z n a ć  n a r o d z i n… Na samą myśl o tym – jakież szczęście, jaka wolność, jaka przestrzeń!"
Emil Cioran, O niedogodności narodzin


**********************************************************

piątek, 6 grudnia 2013

Nie ma doznania f a ł s z y w e g o

**********************************************************

- Co pan robi od rana do wieczora? 
- Doznaję siebie.

Ja doznaję obecnie Ciorana, O niedogodności narodzin, skąd pochodzi powyższy dialog. Żartów nie ma. Tako rzecze Cioran, uznawszy autora Zaratustry za stanowczo zbyt n a i w n e g o. I jest w tym przerastaniu mistrza zatrważająco przekonujący. Niech was te tytułowe radosne "narodziny" przypadkiem nie zmylą.

Ale ja chcę o poezji. To, co Cioran o niej pisze jest też "moje":

"Znam jedną tylko, całkowicie zadowalającą wizję poezji; to wizja Emily Dickinson, gdy mówi, że obcując z prawdziwym wierszem, czuje się tak zmrożona, że ma wrażenie, iż nie rozgrzeje jej już żaden ogień".

Jest to też dobry pretekst, żeby oddać jej głos - tej, co mrozi. I tak ostro się to czuje (jak mawiał ordynans Lermontowa, kiedy poeta pytał go, czy "rozumie" wiersze: "Gdybym rozumiał, to nie byłby wiersz"). Zatem teraz sama Dickinson w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka:

[335]

Nie to, że Umieranie boli
Bardziej niż Życie – na pewno
Boli jednak inaczej – to Ból,
Który dzieje się za Drzwiami – na Zewnątrz –

To – Obyczaj Południowy – Ptaka,
Który leci ku cieplejszym Rajom
Jeszcze zanim Mróz ściśnie – gdy my –
To te Ptaki, które – zostają –

Które drżą pod wrotami Zagrody
I czekają na niechętny Okruch –
Póki Śniegi litościwe – Upierzeniu
Nie przemówią wreszcie do rozsądku –



**********************************************************