„Twoją powieść wieczór za wieczorem czytałem, przeczytałem. Uznałem, że już od dawna pragnąłem takiej lektury” – pisał do Kafki Max Brod o powieści, którą czytał w rękopisie i na szczęście dla reszty ludzkości zrobił wszystko, żeby się nią podzielić. Brod też był wielki!
Że Kafka nie był ciernikiem, to wiadomo. Był mega rybą. Ciernik jest z Kierkegaarda, który pisze o egzystencji jako sieci, zarzuconej po to, żeby łowić większe ryby, podczas gdy właśnie cierniki – małe, drobniutkie rybki, wprowadzone jako alegoria zwykłych ludzi, mogą swobodnie przechodzić przez jej oka. „Skoro tylko przychodzi człowiek, który wnosi z sobą coś oryginalnego, tak że nie mówi: Trzeba brać świat, jakim jest (tak mówi ciernik), lecz mówi: Jakikolwiek by ten świat był, pozostanę przy mojej oryginalności, której nie zamierzam zmieniać według upodobania świata; w tej samej chwili, gdy te słowa zostają usłyszane, w całym bycie dokonuje się przemiana”.
W ogóle miał do ryb – jako wegetarianin - Kafka stosunek szczególny. Na tyle nietypowy, że krążyły po mieście ekscytujące fabuły, opowiadane przez spłoszone, czasem zdruzgotane koleżanki Franza, o tym, jak to Kafka na przykład, zwiedzając pewnego razu z jedną z nich Akwarium berlińskie, stanął przed oświetlonym szklanym basenem i przemówił do ryb takim tekstem: „Teraz mogę już was oglądać spokojnie, ja was nie zjadam”.
Czynił także na piśmie następujące zwierzenia:
„Wieczorem byłem smutny, ponieważ zjadłem sardele, były dobrze przyrządzone, majonez, kawałki masła, purée ziemniaczane, ale były to sardele. Już od kilku dni miałem apetyt na mięso, to była dobra nauczka. Smutny jak hiena ciągnąłem potem przez las (odrobina kaszlu była charakterystycznym znakiem człowieczeństwa), smutny jak hiena spędziłem noc. Wyobraziłem sobie hienę, jak znajduje zgubioną przez karawanę puszkę sardynek, nadeptuje na tę małą blaszaną trumnę i wyżera zwłoki. Przy czym różni się ona od człowieka jeszcze tym, że nie chce, ale musi (w przeciwnym razie dlaczego byłaby tak smutna i dlaczego miałaby ze smutku zawsze na wpół przymknięte oczy?), my z kolei nie musimy, ale chcemy. Doktor pocieszył mnie rano: po co się smucić? To przecież ja zjadłem sardele, a nie sardele mnie.”
Taki to był Franz Kafka, nazywany czasem Klidasem, który „nie gustował w łatwych uśmiechach i gadaninie”, ale kiedy przychodził do kuchni, guwernantce i kucharce Fanny zawsze było bardzo miło.
*Klidas (czeski slang praski) - kolos milczenia, taką ksywkę miał Kafka w pewnych kręgach.
a to ciernik właśnie
**********************************************************
Nie-ciernik (?) dziękuje, piękny prezent.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń