*********************************************************
Ten poprzedni raz, gdy zagadał, stał się - to znaczy dokonał - jeszcze w erze przedawiacyjnej (p.a.e.), kiedy takie zjawisko, jak niebo, obchodziło miejscową ludzkość (już dwunożną) jakoś tak chyba mniej praktycznie. Fakt. Nie miało powietrznych korytarzy. Potem kompletnie się zablokował. Kpiąc z dedukcji sympatycznych, islandzkich wulkanologów, długo i ciężko milczał. Beznadziejnie, jak się zdawało. Aż ostatnio nagle coś wykrztusił, na tyle skutecznie zresztą, żeby w fazie ewidentnej ekspansji a.e. zmaltretować nas poważną symulacją - tak to drzewiej ludkowie bywało! - i uziemić nas całkiem dosłownie. Obciąć skrzydła. Efekt w skali egocentrycznej? Mój zasadniczo drożny i regularnie eksploatowany, zaokienny i w pełni przyswojony (przeze mnie) korytarz powietrzny, w którym kotłowało się na co dzień mocno, ale zawsze wg rozkładu (cóż, nie żarty, lotnisko blisko), hokus-pokus-się-uabstrakcyjnił. Zniknął. Mam za oknem hebanowego niemowę, który nawet czeluści nie ma za plecami, ponieważ jest bezkształtny, nie ma czoła i nie ma barków, szerokości i głębokości. Teraz wiem, jak w czasach p.a.e. wyglądało z tego miejsca nocne niebo. Może nieźle, ale zgrzyta mi ten zaokienny brak (i trajektorii, i świateł, i silnikowego pomruku). Aaa, śpij Eyjafjoellu.
*********************************************************
Rozwinięcie skrótów (na wszelki wypadek):
p.a.e. - przed awiacyjną erą
a.e. - awiacyjna era
*********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz