piątek - koniec/początek
-----------------------„rośnie oddalenie i uśmiech
------------------------co ginie po drodze do mnie”
--------------------------------------------------Tadeusz Różewicz
-----------------------
-----------------------Czy jest w ogóle jakaś ściana?
Żeby uchronić się przed "napadem samobiczowania" (to z Braci Karamazow: "Miała napad jak najszczerszego samobiczowania" – mówi narrator – fajne, używam chętnie, najczęściej autoironicznie, chodzi oczywiście o samobiczowanie słowne;), odpowiem szybko na pytanie, które być może nikogo nie nurtuje, niemniej – postawienie go implikuje całkiem wartką reader’s story;)
Pytanie brzmi:
skąd i dlaczego Nietzsche na mojej czytel-niczej drodze?
Otóż:
1. Przez zupełny przypadek (?) wpadła mi kiedyś w ręce książka, której tytuł od razu przykuł moją uwagę. Nazwisko autora (Lew Szestow) nie mówiło mi kompletnie nic. Ta książka to: „Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii”. Przeczytałam szybko i... zdecydowanie poszłam za tym ciosem (bo to był cios – mocne uderzenie – zrobiło na mnie duże wrażenie).
2. Zaczęłam poszukiwać Szestowa i sukcesywnie go czytać (mimo że od pewnego momentu miałam w czasie tego czytania uczucie deja vu, a to z powodu specyficznej retoryki i żelaznej konsekwencji w wykładaniu przez Szestowa swojego światopoglądu).
3. Dostojewskiego, na którym w dużej mierze bazuje Szestow, przeczytałam wzdłuż, wszerz i po przekątnej. Problemem stał się dla mnie Nietzsche (drugi ulubieniec Sz.), którego nie znałam bezpośrednio, tzn. nie czytałam jego oryginalnych tekstów (omówienia jakieś i tyle). Problem był na szczęście rozwiązywalny;) Wzięłam się za Nietzschego i tak to - z doskoku - przeczytałam go w większości, aż po ostatnie, nowe przekłady (wreszcie!).
4. Gdzieś po drodze trafiłam na ciekawą książkę prof. M. P. Markowskiego, do którego odwoływałam się już w Nieoswajalnym na samym początku („Żywe dotknięcie obcości”) pt.: „Nietzsche. Filozofia interpretacji”. W Markowskim uderza mnie zawsze niesamowite pokrewieństwo odbioru. Tak było, gdy czytałam jego studium o Gombrowiczu, tak też było z F. Nietzschem. „Gdybym w jednym słowie chciał zebrać wszystkie te wątki (w twórczości Nietzschego), powiedziałbym tak: Nietzsche, który mnie uwiódł, to Nietzsche- a f i r m a t y w n y (...)” – pisze Markowski. Cytuję, bo czuję podobnie;). Choć to oczywiście ogromny skrót.
5. Na koniec – ciekawe spostrzeżenie: Markowski uważa, że jeszcze nie czas na dobrą książkę o Nietzschem, że trzeba poczekać, aż pojawi się czytelnik „udatnie łączący w sobie pasję i erudycję, skupienie i marzenie”. A póki co pozostaje „poszerzać pole poznania i wadzić się ze stereotypami”, których wokół Nietzschego narosły nieprawdopodobne, straszne ilości. „Nie ma chyba drugiego filozofa tak trudnego w czytaniu jak Nietzsche, wymaga on bowiem nie tylko wnikliwej wrażliwości na problemy filozoficzne, ale także zdolności do natychmiastowego uwalniania się od wszelkich fałszywych, dogmatycznych wyznaczników narzucanych przez rozum i od formuł racjonalnych (...)”.
---------------------------------THE ENDI jak story? Pasjonuąca? Wyobrażam sobie;)
Kicia, przewieszona przez moje kolano, macha sobie lekko ogonkiem, a ja macham (ręką;) reszcie świata (bo centrum jest oczywiście tu;).
Macham dobranocnie – good night, sleep tight!
*********************************************************
>>Czy jest w ogóle jakaś ściana?
OdpowiedzUsuńThe Sky is the limit!
Czego doskonałym przykładem jest powyższa reader's story.
:)))
OdpowiedzUsuń(I really like it:)